Polacy zawsze umieli rozsadzać tę organizację. Już w roku 1918 zaczęli nasi Polonusi w USA mieszać Rutherfordowi doprowadzając wpierw do utworzenia swej polskiej korporacji (gdy on siedział w więzieniu), a później do dwóch rozłamów (1919, 1927-1932).
A w Polsce?
W naszym kraju wynaleźli istne perpetuum mobile dotyczące przyrostów w organizacji. To było w latach 50. XX w., które zapewne pamięta nasz forumowicz Lebioda, będący wtedy członkiem organizacji.
Oto ten polski wynalazek:
*** yb94 ss. 234-235 Polska ***
Jednakże pod koniec lat pięćdziesiątych stało się jasne, iż „odwilż” z roku 1956 ma się ku końcowi. Wydawało się rzeczą słuszną, żeby maksymalnie wyzyskać wszelkie jeszcze istniejące możliwości i rozgłosić dobrą nowinę na jak najszerszą skalę. Notowano niezwykle szybki wzrost, ale pojawił się niezdrowy duch współzawodnictwa. W rezultacie zaczęto raportować nowych głosicieli nie spełniających wymagań biblijnych. Wystarczyło na przykład, że zainteresowany przytaknął, iż w rozmowie z kimś wspomniał o nadziei Królestwa, o której opowiadają Świadkowie Jehowy. Toteż przez pewien czas utrzymywało się hasło: „Dziś zainteresowany, jutro głosiciel”. Wielu z nich nawet nie chodziło na zebrania. Doszło do tego, że liczba obecnych na Pamiątce była w roku 1959 mniejsza niż liczba głosicieli, która w marcu tegoż roku wyniosła 84 061. Taka sytuacja z łatwością mogła osłabić duchową prężność organizacji (1 Kor. 3:5-7).
Przedsięwzięto niezbędne środki zaradcze. Liczba głosicieli zaczęła stopniowo spadać aż do poziomu około 50 000. Nową najwyższą osiągnięto dopiero po niemal 29 latach, w styczniu 1988 roku, kiedy udział w służbie polowej zgłosiło 84 559 rzeczywistych głosicieli.
Czy Wy znaliście jakieś lokalne przyspieszanie tworzenia głosicieli?