Dzień dobry szanownemu gronu członków tego zacnego forum.
Co prawda jestem tu już jakiś czas ale dopiero dziś zebrałem się do oficjalnego przywitania i napisania kilku słów o sobie.
W połowie lat 80tych ubiegłego wieku po raz pierwszy zetknąłem się ze ŚJ. Mój bardzo bliski kolega i jego mama byli ŚJ, a ponieważ kwestie duchowe zawsze mnie jakoś interesowały, więc pewnego wieczora rozpoczęliśmy rozmowę o Biblii na podstawie książki "Będziesz mógł żyć wiecznie...". Potem studium przejął doświadczony już ŚJ i po chyba 4-5 miesiącach studium po raz pierwszy ruszyłem do służby i kto wie jak by się to skończyło gdyby nie śmierć mojego ojca. Miałem sporo zmartwień na głowie i kontakt ze zborem się urwał.
Po jakiś 5 latach, przez moją dziewczynę, znowu spotkałem na swojej drodze ŚJ. Powiedziała, że umówiła się z nimi na wizytę i mam koniecznie przyjść, bo wiem jak z nimi rozmawiać. Wizyta skończyła się tym, że oboje rozpoczęliśmy studium książki "Będziesz mógł żyć wiecznie...". Wtedy dla organizacji zarzuciłem swoje granie w zespole rockowym, gry RPG i palenie tytoniu - to akurat wyszło mi najkorzystniej. Po 5 miesiącach postanowiliśmy, że bierzemy chrzest. I tak w maju '91 na obwodowym zostaliśmy ochrzczeni. W '93 pobraliśmy się - ona pionierka pełnoczasowa, ja sługa pomocniczy. No cud, miód i orzeszki, wydawać by się mogło. Z czasem zostaliśmy zaproszeni do bycia gospodarzami sali królestwa na jakiejś wiosce, gdzie były potrzeby, ale za to mieszkanie było niedrogie w utrzymaniu. Nie posłuchaliśmy rad "wiernika niewolnego" i postaraliśmy się o dziecko, więc z gospodarzy sali musieliśmy zrezygnować i dobrze w sumie. To było na prawdę "zadupie", wtedy.
Mimo spędzenia jako ŚJ kolejnych 20tu lat życia moim najwyższym osiągnięciem było bycie nadzorcą Szkoły Teokratycznej (nie będąc starszym). Na szczęście nigdy nie miałem "parcia na świecznik" i starszym nie zostałem, choć jako sługa pomocniczy pełniłem częściowo obowiązki starszego. Z czasem moja "rogata przeszłość" dała znać o sobie. Słuchałem ostrego rocka i metalu, jeździłem na koncerty i to z całą rodziną, co było strasznym zgorszeniem dla zboru. Jeździliśmy także po całej Europie oglądać turnieje GP na żużlu, co było jeszcze większym zgorszeniem dla zboru! A szczytem bezbożności było jeżdżenie motocyklem i spotkania z innymi motocyklistami, którzy w rozumieniu zboru byli "harleyowcami-szatanistami"!! Mimo to, z racji mojego "pozytywnego pierd**", byłem przez braci zawsze mile widziany. Kocham ludzi, pomimo...
Niestety narastający stres, początki depresji i ogólny brak chęci do życia spowodowały, że zacząłem się zamykać w sobie. Nie rozumiałem wtedy, że tak na prawdę kim innym jestem w środku, a kim innym na zewnątrz, kogo innego próbowano ze mnie zrobić. Między innymi to doprowadziło do osłabienia więzi rodzinnych i rozejścia się z żoną, zborem i moim wspólnikiem, który jest ŚJ. Oboje z żoną "doprawiliśmy sobie rogi". Poszedłem do starszych, poprosiłem o komitet i wiedziałem czym się to skończy, ale sumienie podpowiadało mi, że tak należy zrobić. Dałem, wtedy jeszcze mojej żonie, 2 tygodnie czasu na zgłoszenie się do starszych, albo ja to zrobię. Też została wykluczona. W ciągu 3 miesięcy byłem wrakiem pod względem duchowym, emocjonalnym, fizycznym i finansowym. Już nawet nie byłem na kolanach, leżałem. Chciałem wrócić do zboru, poukładać sobie życie, ale im dłużej trwało to zbieranie się, tym więcej miałem wątpliwości.
Dziś, nie wiem co by się musiało wydarzyć, żebym chciał wrócić do tej sekto-korporacji JW.ORG? Nie cierpię obłudy i hipokryzji! A po aferze z pedofilią w Australii, po przeczytaniu książki "Kryzys sumienia" i prześledzeniu tego, jak "ślepi przewodnicy" wiją się w usprawiedliwianiu swoich fałszywych nauk wiem, że nie szanują ani Boga, ani Jezusa ani Biblii.
Dopiero po 7 latach od wykluczenia zaczynam się zbierać. Całe szczęście, że mój syn choć oficjalnie jest ŚJ, to jest też wolnomyślicielem, ma swój rozum i co najważniejsze mamy mega dobrą relację. Razem ćwiczymy na siłowni, chodzimy na pifko i gramy na gitarach. Ma to po ojcu, jak sam przyznał. Całe szczęście, że również mój brat i moja matka nigdy nie byli ŚJ i dzięki temu mamy normalne relacje.
To tyle tytułem - powitanie o sobie.
P.S.
Jeśli moja historia jest zbyt długa lub nudna (choć to i tak bardzo pobieżnie streszczona ponad połowa mojego życia), zawsze możesz przerwać czytanie.