Gdy byliście świadkami bądź w późniejszym okresie to czy spotkaliście się z gorliwością eksów na rzecz organizacji? Ja miałem kiedyś taki jeden przypadek gdy byłem świadkiem Jehowy. Ogólnie to nie lubiłem się wychylać z moim innym kolorem duszy, powodem tego była moja nabyta bądź wrodzona nieśmiałość.
Ale poszedłem do pracy, którą załatwiła mi taka jedna świadkówna (w porządku kobieta tak swoją drogą) i tyrałem tam jakiś czas i oczywiście w takich sytuacjach skrajnych, jak urodziny itp. sytuacje to musiałem duszę tchórza schować za kołnierz i wychodzić z tak nielubianą przeze mnie inicjatywą. Ale nie lubiłem rozmawiać na temat "prawdy" ot tak sam z samego siebie.
Któregoś razu jednak zatrudnili syna tej kobiety, która mi załatwiła robotę, jak się okazało osobę wykluczoną (nawet nie wiem za, co ale na pewno nie doktrynalnie). Sytuacja dla mnie głupia bo tak jakoś dziwnie być w pracy i nie podawać komuś ręki na przywitanie więc my oczywiście nigdy się nie witaliśmy.
W każdym razie ja sobie żyłem swoim pracowniczym życiem i jak mi się wydawało również i on sobie żył swoim pracowniczym życiem jednakże, któregoś razu do mnie podszedł na przerwie w szatni i powiedział, że za mało wychodzę z inicjatywą, że jak on był świadkiem Jehowy to był taki gorliwy, że dorobił sie ksywy "Jezus".
Przyznaję, że mnie to zszokowało, nie wiedziałem co powiedzieć. Było mi bardzo głupio i zaraz zacząłem się martwić również i o to, że w zborze rozejdzie się, że jestem taką klasyczną dupą wołową, że nawet odstępcy do mnie podchodzą i zachęcają do głoszenia.
Mieliście w swoim życiu jakąś taką podobną akcję?