Witaj, gościu! Zaloguj się lub Zarejestruj się.

0 użytkowników i 3 Gości przegląda ten wątek.

Autor Wątek: Dlaczego boimy się być szczęśliwi?  (Przeczytany 1396 razy)

Offline Ruda woda

Dlaczego boimy się być szczęśliwi?
« dnia: 10 Luty, 2019, 01:16 »
Wklejam coś co dziś mocno mną wstrząsnęło...

"...szczupły, bardzo przystojny mężczyzna o ciemnej karnacji skóry (kobiety reagują na taki typ: poślub mnie, chcę mieć z tobą dziecko), siedział na miejscu 1D. Miało ono jedną podstawową zaletę. Jako pierwszy mógł zamówić drinka. Stewardessy miał na wyciągnięcie ręki.

Samolot linii US Airways Airbus A320 leciał z Nowego Jorku do Charlotte, a później do Seattle. Wystartował zgodnie z planem o 15.25. Sześć minut później był na wysokości tysiąca metrów,  wznosząc się cały czas. Wtedy coś zrobiło: JEB! Ric zaniepokojony spojrzał na stewardessy. Jedna z nich, widząc jego spojrzenie, powiedziała: No problem. Prawdopodobnie wpadliśmy na jakiegoś ptaka. W tym momencie silniki samolotu, zaczęły robić: klak, klak, KLAK!!! A w kabinie pasażerskiej pojawił się dym.

Dopiero później ustalono, że w odrzutowe silniki wpadł klucz dzikich gęsi. Tymczasem kapitan zawrócił samolot i teraz leciał wzdłuż rzeki Hudson. Tak, aby ominąć budynki mieszkalne. Tak, aby zminimalizować straty w ludziach.  Kapitan wyłączył silniki. Samolot zamilkł. Spadał w ciszy. Była przerażająca. Wtedy kapitan przez mikrofon powiedział cztery słowa: Przygotujcie się na uderzenie.

Ric już nie musiał patrzeć na stewardessy, żeby się dowiedzieć, co się dzieje. Wiedział, że ma przejebane. Wiedział, że za chwilę umrze. Nie wychodzi się cało z katastrof lotniczych. Samoloty rzadko spadają, ale jak już zaczną spadać, to szanse na przeżycie ma się mniej więcej takie, jak na seks z Emily Ratajkowski. To znaczy TEORETYCZNIE jakieś istnieją. Ale tylko teoretycznie.

W tym krótkim momencie między niebem, a wodą, Ric zrozumiał trzy rzeczy:

1. Że wszystko się zmienia w sekundę.

Nagle, pomyślał o tych wszystkich rzeczach, które chciał zrobić. O tych, które odkładał na później. Bo przecież był taki rozsądny i miał plany. A tu ch**, jak Titanica komin.

2. Że umieranie wcale nie jest takie straszne.

Przygotowujemy się do tego przecież całe życie. Kiedy jesteśmy dziećmi, obserwujemy jak powoli odchodzą nasi dziadkowie, którzy ruszają się coraz wolniej. Aż w końcu widzimy, jak trumna z nimi w środku powoli spuszczana jest do ziemi. A my, jako najmłodsi, ostatni rzucamy na nią bryłę ziemi. Natomiast później, wiele lat później, widzimy jak oczy naszych matek i ojców pokrywają się pajęczynami zmarszczek. Coraz głębszych. I w końcu to oni wymagają opieki. Oni uczyli nas jak korzystać z łyżki. Teraz my pomagamy im chodzić.

Oczywiście to umieranie było smutne. Ric wcale nie chciał umierać. Kochał życie. Miał fajne życie. Ale nagle zaczął żałować czasu, który zmarnował na błahych sprawach. Zamiast spędzić go z ludźmi, na których mu zależało.

3. Że chwilę przed śmiercią wiesz, co jest dla ciebie najważniejsze.

Chwilę przed zderzeniem z wodą Eliasa ogarnął go dziki, rozdzierający żal. Nagle zrozumiał, że jedyne czego chce, to zobaczyć jak dorastają jego dzieci.

Nie chcę mieć racji. Chcę być szczęśliwym.

Uwielbiam tę historię. Bo nastąpił cud. Elias przeleciał Ratajkowski. Kapitan Chesley B. „Sully” Sullenberger (taki amerykański kapitan Wrona) wylądował na wodzie, a teraz to lądowanie znane jest jako „cud nad rzeką Hudson”. A później Elias opowiedział swoją historię na konferencji TED. Widziałem ją mnóstwo razy.

Ric mówił, że dzięki temu wypadkowi dostał tego dnia dwa dary. Nie zginął oraz zaczął żyć inaczej. Nauczył się, żeby nie odkładać niczego na później. Wcześniej zbierał wina. Teraz je pije. Bo obok jest dobry przyjaciel, a wino jest dobre. Miesiąc po lądowaniu był na przedstawieniu swojej córki. Przedstawienie było takie, jakie robią sześciolatki, powiedzmy szczerze, nie było to „Chicago”. Ale Elias płakał i wrzeszczał jak dzieciak. Bo najważniejszą rzeczą dla niego jest teraz bycie dobrym ojcem dla swoich dzieci. Postanowił wyeliminować całą negatywną energię ze swojego życia. Przez dwa lata nie pokłócił się z żoną ani razu. Bo to w ostatecznym rachunku nie ma znaczenia.

– Już nie chcę zawsze mieć racji. Chcę być szczęśliwym. – mówi.

Głęboko w to wierzę. Ale wiesz co? To pieprzone banały. Wyluzuj. Bla, bla, bla. Ogarnij się. Bla, bla, bla. Zajmij się rodziną. Bla, bla, bla. Zjedź gołą dupą po drucie kolczastym i ciesz się zaznanym doświadczeniem. Dlaczego, więc, jego słowa mają taką siłę? Bo doszedł do bariery. Zajrzał śmierci w oczy. A w tym momencie ludzie przestają grać. Przestają udawać. Stają się sobą. Zawsze tak jest.   

Ludzie lubią jak jest stabilnie. Nie jest.

Kiedy zapyta się młodych ludzi czego tak naprawdę oczekują od życia, to w 9 na 10 przypadków odpowiedzą: „Stabilizacji”.

Jak w tym memie:

Wczoraj było do dupy. Dziś było do dupy. I jutro najprawdopodobniej też będzie do dupy. Czyżby jednak długo oczekiwana stabilizacja?

Teraz szkoła, później praca, następnie małżeństwo, a wtedy będzie czas na dziecko. A potem? Tego już nie wiedzą. Wszystkie te plany są budowane na założeniu, że będziemy tutaj na zawsze. Analizujemy, wybieramy strategie na przyszłość, tropimy stałe punkty, budujemy te swoje domki z kart. Zastanawiamy się godzinami nad przeszłością: a dlaczego tak się stało? A dlaczego nie zrobiłam inaczej? A co będzie jutro? A jeśli mu się nie spodobam? A jeśli powiem coś głupiego? A jeśli więcej się nie spotkamy? Łatwiej jest nam przyznać, że jest słabo, niż że jest dobrze.

Tymczasem nasze życie zmienia się często w ciągu sekundy. Stabilnie będziemy leżeć dopiero w trumnie.

Mój kumpel, pierwowzór Wielkiego Jo, leży właśnie w szpitalu pod respiratorem, na oddziale intensywnej terapii. Lekarze walczą, aby zachować mu trzustkę. Jego życie zmieniło się w ułamku sekundy. Teraz będzie mnichem. Do końca życia na diecie, bez możliwości picia alkoholu. Jeśli przeżyje.

Dlaczego się boimy, mimo, że wiemy, że umrzemy?

Ludzie żyją tak, jak potrafią.

Tak jak ich nauczyli rodzice. Przekazali nam pewne cele, pewne fobie i dużą porcję strachu. „Nie rób tego, bo się ośmieszysz.”, „W życiu trzeba postępować racjonalnie.” „Jesteś głupia, tego nigdy nie zrozumiesz.” „Weź się za coś, co da ci pewny zawód.” „Przestań marzyć, zejdź na ziemię.” „Ludzie w twoim wieku mają już rodzinę”.

Żyjemy w świecie, w którym od małego zaczynamy budować swój wizerunek. Robimy to w pracy, w domu, na Facebooku, Instagramie, etc. I w pewnym momencie tak naprawdę nie wiemy, kim jesteśmy. Nie wiemy, czego chcemy. A jeśli nie wiemy czego chcemy, to się zaczynamy do tego swojego nudnego jak ch** życia przyzwyczajać. Umieramy żyjąc, tylko chowają nas nieco później.

Zmienić to jest trudno. Ludziom na początku wydaje się, że zmienić się można tak, jak zmienia się system operacyjny na laptopie. Wkładasz usb sticka z nowymi ustawieniami i już. Nie. Więc się zniechęcają. Mało kto potrafi sobie powiedzieć na przykład: wkurwiam się, bo ojciec się na mnie wkurwiał, bo matka się na mnie wkurwiała, bo cała rodzina załatwiała problemy krzykiem.

Ludzie zmieniają się etapami.

Jestem teraz innym człowiekiem niż pięć lat temu. I za pięć lat będę również innym człowiekiem. Wykonałem w tym czasie olbrzymią pracę. Mniej się boję. Więcej czuję. Ale jednocześnie więcej rzeczy ignoruję. 
Jestem jak sito.
Oddzielam.
Separuję.

Wiem, że większość rzeczy, które mnie wytrącały z równowagi nie miały żadnego znaczenia. Oczywiście, że nadal się wkurwiam, nadal skacze mi nagle kortyzol. Ale zaczynam to sobie wówczas racjonalizować. Już wiem, kiedy zbliża się fala gniewu. Pytam wtedy sam siebie: dlaczego się denerwujesz? Bo ktoś wjechał przed ciebie? Bo się zepsuło? Bo ktoś coś zarysował? W momencie kiedy coś kupiłem, brałem pod uwagę, że mogę to stracić. To są koszty życia.

Kiedy nastąpił przełom?  Było ich wiele.

Pamiętam chwilę, wiele lat temu, gdy byłem w mieszkaniu z wysoką szczupłą blondynką z czerwonymi ustami i małym, wściekle sterczącym biustem. Jej ciało było jędrne i smukłe. Była młoda, była śliczna i akurat wtedy przez moment budziła się w moim łóżku.

Byłem zachwycony jej świeżością i niewinnym zepsuciem. Padał wtedy deszcz. Jedna z tych letnich burz, które szybko mijają, a deszcz jest ciepły i ożywczy. Wiał wiatr.

Kierowany nagłym impulsem, otworzyłem drzwi na balkon i pociągnąłem ją tam. W burzę. Momentalnie była mokra, miała mokre włosy, a ubranie przylgnęło do jej ciała. Opierała się kurczowo o poręcz balkonu. Podniosłem do góry jej spódnicę. A wtedy krzyczała w noc. Nie przejmując się tym, że ktoś może ją zauważyć. Całą sobą czerpała przyjemność z tego, że żyje. Czuła jak pulsuje jej krew.

Wtedy przestałem zastanawiać się nad tym, co myślą o mnie inni.

Kim jesteś?

Dlaczego Elias poczuł się szczęśliwy w życiu? Nie dlatego, że jego życie stało się nagle stabilne. Poczuł się szczęśliwy, bo znalazł nagle swój spokój.

Bez stresu.

Bez strachu.

Bez nieustannych rozmyślań.

Aby dojść do tego etapu, trzeba zaakceptować siebie i swoje pragnienia.

Jedna osoba będzie spokojna, bo ma odłożone 2 tys. na koncie w banku. Dla innego 2 miliony to będzie za mało. Jeden facet poczuje spokój wąchając włosy syna. Inny poczuje go w rozwalającym się hotelu w Indiach, zjarany grudą haszyszu, leżąc między dwiema nagimi, cycatymi szwedkami, z których jedna właśnie trzyma rękę na jego organie, nieźle przystosowanym do bycia chwytanym.

Nie urodziłeś się tylko po to, aby całe życie płacić rachunki i umrzeć. Pytanie, czy wiesz po co?

Szukaj tego, co kochasz. Tak, żeby powiedzieć „O k****, to jest to.”  I zrób to zanim umrzesz. Masz żyć życiem, które jest przeznaczone dla ciebie, a nie takim, które ktoś ci zaplanował.
"Nigdy nie próbuj upodobnić kogoś do siebie. Ty wiesz - i Bóg wie to również - że jeden taki egzemplarz jak ty zupełnie wystarczy"  Ralph Waldo Emerson


Offline Litwin

Odp: Dlaczego boimy się być szczęśliwi?
« Odpowiedź #1 dnia: 10 Luty, 2019, 02:55 »
Czyżbyś leciała tym samolotem?
Bo ja tak.
Co prawda nie był to ten samolot, ale przeżyłem tę  jedną sekundę.
I od tamtej pory, moje życie się zmieniło.
Zacząłem myśleć i działać jak tamten facet. Ale w moim życiu pojawiła się jeszcze jedna sekunda, podobna do tamtej.
To był moment pożegnania ze zborem Świadków Jehowy i w ogóle z jakąkolwiek religią.

A swoją drogą, bardzo zgrabny tekst. Piszesz impulsywnie i że sporą odwagą. Gratuluję
Tego ludziom potrzeba, REFLEKSJI, by mieli czas na zastanowienie się, po co żyją.
Pozdrawiam
« Ostatnia zmiana: 10 Luty, 2019, 02:59 wysłana przez Litwin »


WIDZĘ MROKI

  • Gość
Odp: Dlaczego boimy się być szczęśliwi?
« Odpowiedź #2 dnia: 10 Luty, 2019, 03:26 »
Jest to z książki "Zaginiony symbol" Browna? Jakoś mi to po głowie kołacze.


puma

  • Gość
Odp: Dlaczego boimy się być szczęśliwi?
« Odpowiedź #3 dnia: 10 Luty, 2019, 09:36 »
Prawdziwe to Ruda Woda życie może zmienić się w sekundę


Offline Storczyk

Odp: Dlaczego boimy się być szczęśliwi?
« Odpowiedź #4 dnia: 22 Marzec, 2019, 20:37 »
Wydaję mi się, że nie boimy sie być szczęśliwi Tylko szukamy szczęścia tam gdzie go nie ma albo jest iluzją rzeczy materialne, drugi człowiek, dobry wyglad....choc to wszystko jest bardzo ważne to jednak nietrwale.To sa substytuty .Szczęście siedzi w głowie ...w nas..Czasem warto sie zatrzymać w tym codziennym pędzie choc na chwilę i oczywiście miarę możliwości.


 .


Ola

  • Gość
Odp: Dlaczego boimy się być szczęśliwi?
« Odpowiedź #5 dnia: 22 Marzec, 2019, 20:51 »
Wydaję mi się, że nie boimy sie być szczęśliwi Tylko szukamy szczęścia tam gdzie go nie ma albo jest iluzją rzeczy materialne, drugi człowiek, dobry wyglad....choc to wszystko jest bardzo ważne to jednak nietrwale.To sa substytuty .Szczęście siedzi w głowie ...w nas..Czasem warto sie zatrzymać w tym codziennym pędzie choc na chwilę i oczywiście miarę możliwości.


 .

Bałam się być szczęśliwa, obecnie jest z tym lepiej uczę się dostrzegać to co do tej pory umykało mi przez brak czasu. Uwielbiam gdy drzewka owocowe zakwitają ten zapach, który się z tym łączy, śpiew skowronków. Promienie słoneczne, zapach drzewa palonego się ogniska. Trochę mnie poniosło ale jest tego bardzo dużo i cieszę się że umiem z tego czerpać szczerą radość mimo iż kiedyś nie odczuwałam tego wcale nie umiałam dostrzec...
 


Offline Gandalf Szary

  • Pionier specjalny
  • Wiadomości: 2 780
  • Polubień: 5166
  • Najbardziej boję się fanatyków.
Odp: Dlaczego boimy się być szczęśliwi?
« Odpowiedź #6 dnia: 22 Marzec, 2019, 20:52 »
Wpojona odpowiedzialność za swoje czyny oraz strach przed konsekwencjami organizacyjnymi to jeden z elementów dlaczego nasze możliwości bycia szczęśliwym są ograniczone. To kim jesteś co sobą reprezentujesz ma ogromny wpływ na twoje decyzje w życiu.
„Nikt nie jest tak bardzo zniewolony jak ktoś, kto czuje się wolnym, podczas gdy w rzeczywistości nim nie jest”.

Johann Wolfgang Gothe,


Offline Storczyk

Odp: Dlaczego boimy się być szczęśliwi?
« Odpowiedź #7 dnia: 22 Marzec, 2019, 20:58 »
Ola nie rozumiem .Bałaś się jak to możliwe?W orgu wmawiali nam ze szczęście to dawanie bgodzinki.Wszystko w pędzie jak tam można byc szczęśliwym!Choc ja bywalam☺


Ola

  • Gość
Odp: Dlaczego boimy się być szczęśliwi?
« Odpowiedź #8 dnia: 22 Marzec, 2019, 21:20 »
Ola nie rozumiem .Bałaś się jak to możliwe?W orgu wmawiali nam ze szczęście to dawanie bgodzinki.Wszystko w pędzie jak tam można byc szczęśliwym!Choc ja bywalam☺

Właśnie przez ten brak czasu bałam się i nie skupiałam na tym co ważne bo tylko wzrok chciałam mieć skierowany na "nagrodę" nie chciałam się niepotrzebnie rozpraszać ponieważ bałam się utraty 'tych godzinek' a to jest już zakłamane szczęście...


Offline Storczyk

Odp: Dlaczego boimy się być szczęśliwi?
« Odpowiedź #9 dnia: 22 Marzec, 2019, 21:37 »
Fajnie Ola ,że dziś jesteś troche szczesliwsza☺