powiem tak w to co wierzyłem przez lata o co się bałem przez ten cały czas ,zaczyna we mnie umierać,a nawet więcej ,nie wiem jak długo potrwa ten stan ,obecnie jestem Ś.J i to działam nie źle bo taką mam naturę i tak mnie rodzice wychowali , czuje się jak koń napojony alkoholem albo środkiem odurzającym lecę a tu po drodze pedofile ,krzywe, światła,obłudni współwyznawcy,kłamstwa i sam nie wiem co o tym myśleć ponieważ innych przyciągnąłem do zborów, dzieci wychowałem tzw. prawdzie choć one jak dzieci są szczere i coś im się do końca nie skleja w ,teraz pada na mnie blady strach przygnębienie,radość czuje się jak bym był miedzy młotem a kowadłem.
tak że witam w samym piekle na dnie .. może jest tutaj drugie dno?
Hej AWARIA
Ja to "piekło" nazywam nocnikiem, a odkrycie, że było się przez tyle lat w religii fałszywej, która opisywała siebie zawsze jako tą jednyną, prawdziwą, nazwałabym fachowo: obudzeniem się z ręką w nocniku
Przeżywasz wtedy całą paletę emocji, nawet takich których byś u siebie wcześniej nie podejrzewał. Człowiek jest skołowany, nie wie o co kaman.
Ale na pocieszenie dodam, że jest to przejściowy stan szoku
Później już się przyzwyczajasz, że byłeś w kłamstwie i zastanawiasz się nad swoim PLANEM B.
Dla niektórych plan B, to odejście z orga. Dla innych to ukrywanie się z poglądami, ale chodzenie na zebrania. Jeszcze inni stają się nieaktywni i liczą na to, że starsi się nie będą ich czepiać i dopytywać o owoc głoszenia
Jeszcze inni szybko szukają innej religii i w niej się osiedlają, lub uprawiają "churching" - czyli poznają różne kościoły / zbory i sobie odwiedzają to jeden, to drugi.
Ja na początku próbowałam chodzić na zebrania, ale mi to nie wychodziło. Stałam się nieaktywna. Starsi na szczęście nam wizyt nie robili (choć chcieli). W końcu po ok. 1,5 roku życia w "rozdwojeniu jaźni" odeszłam oficjalnie z orga. I sobie chwalę.
I doszłam do etapu: Churchingu
Czyli jak jest okazja, to czasem (załóżmy raz na pół roku) pójdę do jakiejś religii zobaczyć jak wygląda ich nabożeństwo, po czym wracam do domu ze stwierdzeniem, że i tak nigdzie nie chcę się przyłączać. Ale chwalę sobie spotkania w gronie osób, które czytają Biblię (mam teraz taką okazję... ale znów bez zamiaru przyłączania się gdziekolwiek).
Cóż mogę rzec... z mego doświadczenia... Otóż w religii Świadków wszystkie nauki sa gotowe, podane na talerzu i przyjmuje się je bez dyskusji. W innych kościołach nie ma gotowych nauk (tylko niektóre), a pozostałe są dyskusyjne. Zatem wychodząc ze zboru nie znajdziesz religii, która w pełni zaspokoi wszelkie Twe potrzeby bez żadnych wątpliwości (no chyba, że znów byś trafił do sekty).
Pozostaje się zatem pogodzić z tym, że nie jesteśmy w stanie na 100% odkryć wszystkie Boże nauki i plany i nie znajdziemy odpowiedzi na KAŻDE nurtujące nas pytanie.
Ja się z tym pogodziłam, żyję sobie wesoło i jestem zadowolona
Pozdrawiam