Temat związany jest z ostracyzmem stąd w tym dziale. Jeśli temat pasuje bardziej do innego działu, proszę o przesunięcie.
Motywacja wątku jest podyktowana własnymi doświadczeniami. Przybliżę nieco sytuację. Gdy jeszcze nie mieszkałam w Poznaniu i nie byłam mężatką, razem z mamą i bratem uczęszczalismy na zebrania. Jako pierwsza przyjęła chrzest moja mama, która jest ŚJ do dziś (w domu rodzinnym została sama, mnie i brata wychowywała sama, tworzyliśmy trzyosobową rodzinę), zaś ja przyjęłam chrzest gdy ukończyłam 18 lat. Mój brat przez jakiś czas był nieochrzczonym głosicielem, z czasem stał się "letni". Około 2 lata temu ożenił się z gorliwą katoliczką i sam również stał się gorliwym, ortodoksyjnym i nieprzejednanym katolikiem. W zeszłym roku powstała nerwowa sytuacja. Brat ma do mamy pretensje, że pozbawiła go sakramentów (komunia i bierzmowanie). Paradoksalnie mama nigdy go nie przymuszała do niczego (był zawsze nieochrzczony u ŚJ). Jednak nie akceptowała naszych wyborów dotyczących współmałżonka. Mój brat miał ślub kościelny, na którym mamy nie było chociaż była zaproszona, na moim ślubie także nie była choć była zaproszona i był to ślub tylko cywilny. Choć oficjalnie jestem jeszcze ŚJ (bo nie jestem wykluczona) to na moim ślubie nie było żadneho Świadka Jehowy. Były w związku z moim ślubem dwa spotkania ze starszymi zboru i zostałam ograniczona za złamanie zasady "tylko w Panu". Sprawa jest patowa, bo mama nie może dać sobie rady z tym, że brat wyklął ją ze swojej rodziny i oskarża ją o złe wychowanie, z drugiej strony wiem, że gdybym oficjalnie powiedziała swoje stanowisko, że nie chcę być ŚJ ona zrobiłaby dokładnie to samo ze mną co mój brat z nią. Zostałabym nazwana odstępcą. Z drugiej strony nie chcę tego, bo bardzo mi zależy na stosunkach z mamą i z bratem. Z bratem mam "na pieńku", bo nie jestem katoliczką a skoro tak to kimkolwiek innym bym była, jestem w jego oczach odstępcą. Jakoś źle mi się żyje z mianem odstępcy. Generalnie przez osoby wierzące w Boga mam przypinane różne "łatki". Przez sąsiadów z klatki schodowej także. Ostatnio zebrałam baty za to, że w niedzielę myłam schody (jak mogłam to robić? straszny czyn). Takich sytuacji podobnych jest bardzo dużo. To wszystko dało mi do myślenia. Zastanawiam się nad tym czy ludzie mogą wspólnie koegzystować ponad rożnicami światopoglądowymi. Wydaje mi się, że nie, bo nie znajduję rozwiązania tej sytuacji jaka wytworzyła się pomiędzy mamą, bratem i mną. Sytucaja jest chyba nie do rozwiązania. Boli mnie to, że nie możemy się normalnie kontaktować. Tzn. z mamą mam dobry kontakt ale to tylko dlatego, że ofcjalnie jestem ŚJ. Co myślicie? takich sytuacji pomiędzy ludźmi jest na pęczki, choć każda sytuacja jest inna. Czy takowe napięcia można rozwiązać? Mi ręce opadają, płaczę gdy pomyślę sobie o odrzuceniu, mama płacze gdy opowiada o odrzuceniu przez brata a ja nie umiej jej pomóc.