Towarzystwo Strażnica od roku 1945, gdy wprowadziło dla swych głosicieli zakaz transfuzji krwi, wiele uwagi poświęca temu by zniechęcić ludzi, a szczególnie Świadków Jehowy, do poddawania się jej. Próbuje ono na łamach swych publikacji przedstawiać środki zastępcze oraz wyszukuje „argumentów” za szkodliwością transfuzji.
Zastanówmy się, co Towarzystwo Strażnica zrobiło konkretnego by przyczynić się do wprowadzania „alternatywnego leczenia” wobec transfuzji krwi.
Nie miałbym pretensji do Świadków Jehowy, że nie posiadają i nie budują swoich klinik, szpitali czy przychodni, ale wobec tego, że mają oni roszczenia do całego świata, że posługuje się on transfuzją krwi, trzeba powiedzieć o tym parę słów.
Otóż przykładem odwrotnego zachowania niż Świadkowie Jehowy będą dla nas Adwentyści Dnia Siódmego, znani między innymi z tego, że nie spożywają pokarmów, które Stary Testament określa jako nieczyste (np. wieprzowina), oraz nie piją kawy, herbaty i alkoholi. Według 2011 Yearbook of American & Canadian Churches,
adwentystów w USA jest 1.043.606.
Świadków Jehowy w USA 1.162.686.
Adwentyści piszą o sobie następująco:
„Nowe ujęcie stosunku do zdrowia, wyrażone w adwentystycznym programie reformy zdrowotnej (...), przejawia się (...) po drugie - w organizowaniu i prowadzeniu zakładów profilaktycznych (a więc sanatoriów, przychodni, lecznic) i szpitali; po trzecie - w prowadzeniu własnego szkolnictwa medycznego (akademie medyczne, szkoły pielęgniarskie i dietetyczne); po czwarte - w prowadzeniu fabryk dietetycznych środków spożywczych, po piąte - w prowadzeniu szerokiej oświaty sanitarnej” („Adwentyzm” Z. Łyko, Warszawa 1970 s. 212).
„Wg danych za rok 1969 Kościół prowadził 136 sanatoriów i szpitali oraz 320 przychodni i lecznic, w których zatrudnionych było ok. 22 tysięcy pracowników służby zdrowia. Placówki te w jednym roku udzieliły pomocy lekarskiej ok. 5 milionom ludzi. (...) Nie można nie wspomnieć o uczelni medycznej, przygotowującej przyszłe kadry służby zdrowia, zwanej Loma Linda University...” (s. 214).
Zapewne pacjentów, których leczą, adwentyści nie odżywiają pokarmami, których sami zabraniają spożywać. Leczą się u nich zarówno ich wyznawcy, jak i ludzie nie zainteresowani ich poglądami religijnymi. Swoje kliniki posiadają też np. baptyści i metodyści.
Co zaś zrobiło w kwestii leczenia beztransfuzyjnego Towarzystwo Strażnica?
Otóż wybudowało na świecie setki sal zgromadzeń (w Polsce co najmniej 5, mających po ponad 1000 miejsc dla słuchaczy).
Otworzyło prawie w każdym z krajów, gdzie są Świadkowie Jehowy, swoje centra - Domy Betel, a w wielu państwach nowoczesne drukarnie. Nawet postawiono w USA farmy. W tych obiektach zatrudniono nieodpłatnie tysiące osób. Bogactwo i piękno tych budynków, oraz terenów przyległych do nich, ukazują czasem publikacje Towarzystwa Strażnica. Przykładowo książka pt. „Świadkowie Jehowy - głosiciele Królestwa Bożego” (Brooklyn 1995) zawiera dziesiątki zdjęć, na których widnieją obiekty Świadków Jehowy z całego świata, wraz z zakupionymi hotelowcami w Nowym Jorku (patrz strony 352-401).
Wobec powyższego warto zapytać, czy nie stać by było Świadków Jehowy na wybudowanie choć jednego szpitala leczącego bez odrzucanej przez nich transfuzji krwi, wyposażonego w nowoczesny sprzęt medyczny?
Nikt też by chyba nie wymagał od nich by leczyli w nim „ludzi ze świata”, a więc nie należących do ich organizacji.
Wobec niedużej populacji głosicieli Strażnicy i nie tak częstej potrzebie stosowania transfuzji krwi, wystarczyłby choć jeden symboliczny szpital. Chyba pieniędzy by starczyło tej organizacji na ten zbożny cel.
Co roku przecież Towarzystwo Strażnica wydaje mnóstwo pieniędzy np.
„W roku służbowym 2013 Świadkowie Jehowy wydali prawie 200 milionów dolarów na zaspokojenie potrzeb pionierów specjalnych, misjonarzy i nadzorców podróżujących, pracujących na przydzielonych im terenach. Na całym świecie w Biurach Oddziałów pracuje 22719 ordynowanych sług Bożych. Wszyscy oni należą do Ogólnoświatowej Wspólnoty Specjalnych Sług Pełnoczasowych Świadków Jehowy” (Rocznik Świadków Jehowy 2014 s. 176 [w roku 2014 „ponad 224 miliony dolarów” - Rocznik Świadków Jehowy 2015 s. 176]).
Jeszcze większe kwoty zapewne wydawane są na budowę kolejnych sal królestwa, sal zgromadzeń itp. oraz na wydawanie w każdym miesiącu ponad 100 milionów egzemplarzy czasopism „Strażnica” i „Przebudźcie się!” oraz milionów egzemplarzy książek i broszur.
A może Towarzystwu Strażnica chodzi tylko o to, by bulwersować opinię publiczną swoimi protestami przeciw rzekomemu łamaniu praw człowieka czy pacjenta, gdy podaje się jego głosicielowi krew, wbrew jego woli lub poza jego świadomością?
Czy to ma być reklama nauk Strażnicy?
Przecież lepiej leczyć niż bulwersować. Lepiej mieć swój szpital, niż straszyć lekarzy sądem za ratowanie Świadka Jehowy, gdy Towarzystwo Strażnica nie akceptuje metody leczenia.
Towarzystwu Strażnica wydaje się, że wystarczy, że utworzyło „Komitety Łączności ze Szpitalami”, które mają pouczać lekarzy jak leczyć i podpowiadać im metody beztransfuzyjne.
Jeśli Świadkowie Jehowy tak się znają na tym, niech sami leczą i pomagają sobie, i jak chcą też innym! Przecież wśród nich są także tacy, którzy są z lekarskim wykształceniem.
A może Towarzystwo Strażnica nie buduje szpitali beztransfuzyjnych, bo nie chciałoby brać odpowiedzialności za ewentualną śmierć swego głosiciela leczonego bez krwi?
A kto wie, czy Towarzystwo Strażnica nie ma w zamyśle w przyszłości rezygnacji z zakazu transfuzji i wobec tego nie chce inwestować w medycynę?
Przecież przynajmniej dwa razy takie rezygnacje z innych zabiegów medycznych miały już miejsce (szczepienia, przeszczepy).
Po tym wszystkim Towarzystwo Strażnica powinno zdecydować się. Albo powinno znieść zakaz transfuzji krwi, albo, gdy nadal chce przy nim trwać, zacząć leczyć beztransfuzyjnie, przynajmniej swoich głosicieli, gdy zachodzi taka potrzeba. Przecież chyba dla przywódców Strażnicy ważniejsze jest zdrowie tych, którzy nauki Strażnicy rozgłaszają, niż zachowanie części dolarów na wydawanie kolejnych milionów czasopism, które ci głosiciele roznoszą.
A Wy jak myślicie, czy nie byłoby stać Towarzystwa na utworzenie w Europie choć jednej małej kliniki i wyposażenie jej w helikopter do nagłych przypadków?
Jeśli znajduje się co roku 200 milionów dolarów na potrzeby misjonarzy, to czy nie znalazłoby się pieniędzy na leczenie beztransfuzyjne głosicieli?
Czemu oni sami nie chcą leczyć swoich metodami, które akceptują?