Witam wszystkich, chciałam się z wami podzielić pewną sprawą. Nie jestem, ani nie byłam świadkiem Jehowy, ale łączy mnie z nimi bliskie sąsiedztwo. Niestety nie mogę zbyt wiele dobrego powiedzieć o tych ludziach, chodź jestem z natury osobą niekonfliktową i ugodową. Mieszkam pod nimi i tu jest problem. Ludzie ci, gdy zapraszają znajomych są bardzo głośni, praktycznie słyszę wszystkie ich rozmowy, szczególnie pani domu, która za nic ma, że wszyscy dookoła muszą jej słuchać. Jej rozmowy zazwyczaj polegają na obmawianiu innych. Nie bardzo mnie to obchodzi, ale siłą rzeczy często chcąc nie chcąc, zmuszona jestem w tych rozmowach uczestniczyć. Nawet włączona muzyka nie jest w stanie tego zagłuszyć. Często też odbywają się u nich zebrania. To mi zbytnio nie przeszkadza, może bardziej poranne porządki zawsze o 7 rano w sobotę, kiedy chciałoby się dłużej pospać. Najbardziej wkurza mnie kiedy przychodzą do nich znajomi lub syn ze swoją nową dziewczyną i jej dzieckiem. Syn był od urodzenia wychowywany w ich wierze, ale chyba już nie jest świadkiem skoro żyje bez ślubu z kobietą i jej dzieckiem. Syn nieźle dał nam popalić przez te wszystkie lata zanim dorósł i się wyprowadził. Był bardzo aktywnym dzieckiem, od rana do nocy biegał na piętach po całym mieszkaniu, powodując u mnie wibracje, trzęsienie żyrandola i brzęk kieliszków w kredensie. Na nic się zdały prośby, aby trochę go przystopować, bo ludzie nie mogą normalnie żyć. Jego mamusia miała to gdzieś, bo nie będzie dziecka ograniczać. Syn w miarę jak dorastał i sam zostawał w domu spraszał kolegów z którymi razem biegali, tłukli się po całym domu, przewracali na podłogę, grali głośną muzykę. Koszmar... Sąsiedzi interweniowali, rozmawiali z rodzicami, ale młody kłamał im za każdym razem, że to nie on, że u niego nikogo nie było itp. A oni mu wierzyli
Teraz kiedy przychodzi w odwiedziny, dzieciak jego dziewczyny zachowuje się jeszcze gorzej. Zaznaczam, że mały ma około 5 lat, więc nie jest to maleństwo, któremu nie da się nic wytłumaczyć. Lata jak oszalały w tą i z powrotem, przewraca się, obija o ściany i kaloryfery. Kiedy po którymś razie z kolei nie wytrzymałam i zapukałam w ścianę, żeby się opamiętali, skutek był odwrotny, bo zaczęli zachęcać dzieciaka żeby skakał jeszcze głośniej. No po prostu ręce opadają, jak można być tak złośliwym. Nie mam po co tam chodzić, bo wiem, że z sąsiadką nie da się rozmawiać konstruktywnie i co najwyżej mnie zakrzyczy, bo to potrafi najlepiej. W sumie nie czepiałabym się, gdyby te wizyty były sporadyczne, ale zdarza się to prawie codziennie. Człowiek przychodzi po pracy do domu i nie może spokojnie odpocząć... Tych uciążliwości jest znacznie więcej, ale jestem świadoma, że mieszkając w bloku nie da się całkiem wyeliminować hałasów. Piszę więc o tym co jest najbardziej uciążliwe. Jestem tym już bardzo mocno zmęczona, dlatego chciałabym się poradzić, jak postępować z tymi ludźmi, żeby jakoś do nich dotrzeć, aby zmienili swoje zachowanie.