Wczoraj mój 87 letni ojciec zasłabł na ulicy.
Nie przewrócił się jednak tylko oparł się o murek.
Ktoś wezwał pogotowie. Zdarzało mu się to już 2 czy 3 razy.
Gdy wróciłem do domu, a ojca nie było dość długo zadzwoniłem do sąsiadki, która ma synową oddziałową w najbliższym szpitalu, by zapytała czy tam nie ma ojca na SOR. Synowa nazywa się Mariola.
No i dzwoni sąsiadka do mnie i mówi:
Włodek,
U Marioli jest na SOR
Jak usłyszałem pierwszą frazę
UMARioli to serce miałem pod gardłem w ułamku sekundy.
Ale wsio okej, nawet uciekł im ze szpitala po pierwszych badaniach taksówką.
Nawet nie zauważyli tego.
Ja tam poszedłem, bo zostawił swoje recepty i ich poinformowałem, że pacjent jest w domu
Wtedy kapnęli się, że go nie ma i dali wypis.