Sytuacja w mojej głowie powoli się klaruje. Dalej mi trudno, dalej nie wiem jak ułoży się moja przyszłość i jakie decyzje podejmę chociażby w kwestii wychowania dziecka, ale myśl o powrocie tam trochę mnie przeraża. Zdjęcie z moim chłopakiem pojawiło się na portalu społecznościowym (ja dodałam), obejrzało je wiele braci. W końcu jestem dorosła, nie wyobrażam sobie słuchać teraz "jak tak możesz?". Mogę, jestem szczęśliwa. Ciekawe jak by mnie odebrano gdybym pojechała na wyjazd z braćmi, znajomymi z różnych części Polski, na który mnie zaproszono. Ale jak to w ogóle brzmi "Kochanie, nie mogę Cię zabrać, bo masz inne poglądy niż oni"?
Spotkała mnie też pierwsza "udaję, że cię nie widzę i pochylam głowę" postawa na ulicy. Wewnętrznie wiem, że jestem dobrą osobą z ludzkimi potrzebami, a jestem odbierana w ich świadomości jako ktoś zły. To nie jest miłosierdzie, tylko zakodowany sposób patrzenia na osoby "słabe duchowo".
W końcu też udało mi się trochę wylać przed chłopakiem. Przy jednym wątku w serialu, który o tym mi przypomniał, po prostu się popłakałam. Był w szoku. Jest ze mną. Będzie dobrze. Jestem podekscytowana prawem wyboru. Przestaję myśleć "Szatan chce mnie naciągnąć na to, że chcę być samodzielna", a zaczynam "Skoro Bóg dał mi wolną wolę, dlaczego chciałby mnie męczyć, abym robiła coś, co nie jest ze mną spójne?".