Fajny artykuł. Dziewczyny, jak myślicie, co gorsze?? mąż, który leje czy mąż odstępca zagrażający zdrowiu duchowemu?
WTS próbuje kontrolować każdą sferę życia głosicieli. Sugerowanie, żeby żony "wytrwale starały się poprawić relacje małżeńskie" w sytuacji przemocy zagrażającej życiu jest bulwersujące.
Jak czytam tego typu artykuły, to robi mi się niedobrze, przemocowe sukinsyny.
Przyczyny powodu do separacji, jak widać:
- pastwienie się fizyczne, do granic zagrożenia życia (już o psychicznej przemocy, gnoje, nie wspominają ani słowem
a jest jeszcze przemoc ekonomiczna i seksualna);
- uchylanie się od łożenia na żonę i rodzinę;
- poważne zagrożenie pod względem duchowym;
Z tym, że dalsze argumenty, króciutko tylko, że kobieta może podjąć osobistą decyzję o separacji.
Ale dalej, manipulacyjny wywód, że jednak pomimo trudnej sytuacji,
inne siostry zdecydowały ... wytrwale starały się, poprawić relacje małżeńskie... Tylko nie biorą pod uwagę tego, jak wtedy wygląda życie takiego małżeństwa.
Atmosfera na co dzień i aura psychiczna, zawiesista, jak czadowy dym w największym pożarze.
A jak jeszcze są dzieci, które muszą obserwować takie sytuacje, jak to się odbija na ich życiu, nikt się nad tym nie zastanawia.
Moich dzieci mąż nie bił, ale i tak się to na nich odbiło.
Dzieciaki, ni stąd ni z owąd, zaczęły się moczyć w nocy.
Nalatałam się do lekarzy, badania, cuda nie widy, po to żeby usłyszeć, że wszystko ma podłoże psychiczne.
Wyniki są dobre i że z medycznego punktu widzenia nic się nie dzieje.
A jak założyłam sprawę o separację, mając wszystkie powody biblijne do separacji.
To przyszło dwóch "krawaciarzy" rozliczać mnie z mojej osobistej decyzji.
Z wielkimi pretensjami, że się ich nie poradziłam przed złożeniem pozwu o separację.
WIĘC, KOCHANE KOBIETY, NIE DAJCIE SIĘ GNOIĆ TAKIM TYPOM W SWOICH ZWIĄZKACH MAŁŻEŃSKICH.
Niech ponoszą konsekwencje swoich przemocowych czynów.
Jak czytałam kiedyś, takie doświadczenie w strażnicy, że nasza siostra po czterdziestu latach znoszenia wszelkich zniewag i poniżeń,
doczekała się tego, że w końcu jej mąż zaczął razem z nią wielbić Jehowę.
To pomyślałam sobie, miała kobieta cierpliwość do tego typa.
Albo była typową ofiarą, zastraszoną, zalęknioną, zakompleksioną, że to wszystko zniosła dla swojego Boga.
Bo ja, wewnętrznie, nigdy nie mogłam się pogodzić z tym, że mnie mój mąż obdziera w różny sposób z godności.
Zamiast być moim partnerem małżeńskim, prawdziwym mężem, poświęcającym czas rodzinie.
Sprawa karna ukróciła wszystko.
Mój kat, stał się taki tyci, tyci, przed wymiarem sprawiedliwości.
Brakło mu słów na swoją obronę.
Uciemiężone kobietki w tej sekcie, nie słuchajcie tych zasranych manipulacji "strażnicy".
Działajcie w swojej obronie, bo może stać się tragedia w rodzinie, bo akty przemocy, nie łagodnieją, ale są coraz bardziej wyrafinowane.
I coraz mocniejsze, aż któreś może stracić życie.
Bardzo często, jest to kobieta - ofiara, bo jest niestety płcią słabszą.
Artykuł przez nich napisany, ma umiacniać tylko pozycję mężczyzny.
Już samo to, że sugerują, że to kobieta ma poprawiać relacje w małżeństwie, bardzo dużo o nich mówi.
Brak mi słów, na to ich szowinistyczne teoretyzowanie.
A życie, to nie teoria.