wielu aktywnych ŚJ jest mocno zaniepokojonych zmianami które zaszły w jw.org w ostatnich kilku latach;
wielu z nich wspomina "stare dobre czasy" gorliwości, proroctw, bliskiego końca, faktycznego chodzenia od domu do domu; wielu jest zaniepokojonych zamianą aktywnego głoszenia od drzwi do drzwi na bierne stojakowanie, zmniejszaniem ilości drukowanych publikacji itd.; wielu może nawet martwić się że organizacja za kilka lat zupełnie rozpadnie się "i co oni zrobią"...
za kilka lat może okazać się że ŚJ przeobrażą się z aktywnej sekty apokaliptycznej w jakiś kolejny tysiąc sto dwudziesty piąty rozleniwiony kościółek protestancki (wysłuchać wykładu na sali królestwa i do domku na obiadek, żadnego głoszenia, żadnej elitarności, żadnego "odróżniania się od szatańskiego świata" itd. itp.)
oczywiście życie nie znosi próżni i zapewne ktoś postara się zapełnić tę pustkę jakimś nowym radykalizmem.
Na bratnim forum pojawiła się nawet (wygłoszona przez brata Jaracza) sugestia, że
nie da się wykluczyć powstania jakieś frakcji fundamentalistycznej, która na siłę będzie chciała zachować swoją odrębność.
moim zdaniem powstanie takiej frakcji jest oczywistą koniecznością psychologiczno-społeczną, a przedmiotem dyskusji może być jedynie to czy frakcja ta będzie miała zasięg ogólnoświatowy czy ogólnopolski czy jedynie lokalny (oraz czy będzie zjawiskiem chwilowym czy długotrwałym).
zdarzenie sprzed około 20 lat (a więc z czasów gdy sytuacja organizacji ŚJ wyglądała o niebo lepiej) krótko po "nowym świetle" z 1995 "że armagedonu chwilowo nie będzie"...
tak tak, tak właśnie zostało (w jeleniogórskich zborach a zapewne nie tylko tam) odebrane na poziomie emocjonalnym nowe światło o "tym pokoleniu" (jak zapewne pamiętacie wtedy jeszcze nie "zębatym" ale już "rozciągalnym jak z gumy").
ogólne zniechęcenie, wiele osób (nieoficjalnie ale faktycznie) odchodzi czy "popada w nieaktywność", ale są też inni którym "brakuje pauera" i...
no właśnie: wiadomość z pierwszej ręki: najlepszy przyjaciel uderzał wówczas w zaloty do pewnej wyjątkowo pięknej młodziutkiej pionierki blondynki i nagle dowiaduje się w cztery oczy od miejscowej starszyzny "żeby odpuścił temat" ponieważ (cyt.) "szatan tę osobę opętał i odeszła od organizacji".
Kolesia zamurowało "jak to, ona, pionierka, taka silna duchowo, po prostu: odeszła?!"
A starszy zboru na to: "przecież tłumaczę Ci że nie odeszła 'po prostu' tylko odeszła w mocno niestandardowy sposób!"
Kolesia bardzo zaciekawiło co jest niestandardowego w akurat tym odejściu i dowiedział się że pionierka nie mogła pogodzić się z nowym światłem o pokoleniu i (uwaga, petarda!) przyłączyła się do jakiejś radykalnej grupy, która ogłaszała natychmiastowy koniec świata i (najprawdopodobniej) zapewniała swoich członków o nadziei niebiańskiej (a więc elitarna elita, ŚJ są elitarni, a namaszczeni ŚJ są "elitą elit").
Oczywiście elitarna grupka szybko rozpadła się, ale ciekawostką psychologiczną jest samo powstanie tej grupy i samo zjawisko rekrutowania zawiedzionych pionierów.
Przez pewien czas było nawet małe zamieszanie gdy owa radykalna grupa głosiła od domu do domu a mieszkańcy ulic na których głoszono byli informowani że głosiciele "nie są(!) świadkami Jehowy!"
Takie i podobne grupy na pewno będą powstawać także w przyszłości...
Druga kwestia, którą moim zdaniem trzeba wziąć pod uwagę, to precedens rumuński.
Jak zapewne większość wie (a mniejszość dowie się z tego akapitu), w Rumunii istnieją równolegle dwie organizacje świadków Jehowy - oprócz "standardowych" świadków Jehowy (wiernych ciału kierowniczemu z Warwicka) istnieje tam schizmatyckie wielotysięczne ugrupowanie "prawowiernych świadków Jehowy" (wg innego tłumaczenia "świadkowie Jehowy wiary prawdziwej").
Grupa ta konserwuje stare światła z ostatnich kilkudziesięciu lat i co ciekawe jest na tyle dobrze zorganizowana że organizuje nawet własne kongresy. Skoro takie coś jest możliwe w Rumunii, tzn. że jest możliwe także w każdym innym kraju na ziemi.
A gdyby założyciele takiej radykalnej grupy opracowali dobry biznes plan i skonsultowali go z dobrymi psychologami (albo gdyby założycielami była grupka dobrych psychologów i dobrych biznesmenów) to nie da się wykluczyć nawet ogólnoświatowej konkurencji dla świadków Jehowy.
Owszem, ta konkurencja nie przeciągnie na swoją stronę 40% czy 60% aktualnych świadków Jehowy, ale 2% spokojnie. A przecież 2% z 8.500.000 to jest 170.000 głosicieli a z rodzinami 350.000 wiernych. Jeśli grupa będzie aktywna, docelowo pozyska nawet i milion wyznawców na tej planecie.
Spokojnie można ustawić się do końca życia i zrobić na tym interes życia.
I ktoś go (moim zdaniem) zrobi, wcześniej lub później, ale na pewno.