Drodzy Forumowicze! Upraszam Was, abyście nie byli tacy krytyczni i drobiazgowi wobec staruszka. Wśród Was jest wielu młodych ludzi, którzy rodząc się, już mieliście podobno w pieluchach kompa, a ja miałem ...g. to znaczy figę i nawet bez maku
. Piszę Wam więc tak, że jeśli nadal będziecie takimi upartymi cenzorami, to jak już będę w grobie, to powiem wszystko co o Was myślę i szybko zasunę płytę grobową
.
A tak poważnie mówiąc, to mnie na serio trochę wystraszyliście. Boję się, że coś tu namieszam. Ale przecież mówi się, że człowiek się uczy na swoich błędach. Więc nastawiony jestem na naukę. Rzeczywiście długo śledziłem to forum i inne, ale nie wiedziałem jak włączyć się do dyskusji, bo umiem na kompie tyle, co ktoś mi pokaże. I jest się wtedy prawie niemową. Tak jakby w realu ktoś obracał się wśród ludzi i nigdy nic nie mówił, chociaż słyszał by wszystko. Ale też, jako postronny obserwator, myślę, że w miarę obiektywnie mogłem oceniać poziom dyskusji, wiedzy i mądrości uczestników i powiem Wam, że dużo się od Was uczyłem. Po odejściu od świadków zostałem sam i byliście moimi jedynymi towarzyszami. Przechodziłem różne trudności, zawirowania losu, najbliższa rodzina się mnie wyrzekła (została po stronie świadkowej), w wieku 60 lat stanąłem po raz pierwszy w życiu przed sądami, po raz pierwszy miałem jakieś absurdalne zarzuty (a myślałem całe życie, że jestem takim porządnym obywatelem tego kraju), przekonałem się, na własnej skórze, że sądy działają według zasady - jak jest już oskarżony to paragraf na niego zawsze się znajdzie- tym bardziej, że oskarżali mnie często byli moi świadkowi przyjaciele ze zboru i okolic. Dostałem 10 miesięcy w zawiasach na rok. Zrobili ze mnie przestępcę i myśleli że uciszyli mnie na zawsze. Ale ja się w zaciszu domowym uczyłem i badałem, jak to z tymi świadkami jehowy jest naprawdę. Od pewnego czasu nie ma mocnych na mnie przy stojakach. Starsi wielu zborów wysłali za mną dokładny list gończy, aby ze mną nikt nie rozmawiał. O tym, że jestem bardzo złym człowiekiem wiedzą niektóre zbory nawet w oddaleniu o 200 km. Ostatnio zaczynają starsi ostrzegać swoje owieczki, że ja "szkaluję Jehowę i organizację" (kolejność nie jest przypadkowa). Ci świadkowie co mnie znają, uciekają ode mnie, więc sami widzicie, że jestem skazany na Was drodzy forumowicze. I niech to będzie puentą. A widzę, że niektórzy forumowicze wzięli mnie w obronę. W każdym bądź razie wszystkich jeszcze raz witam i cieszył bym się bardzo, jakbym się może na coś Wam przydał. Rzeczywiście jest obawa, że będę Was indoktrynował, bowiem w 'przenajświętszej' byłem 35 lat, licząc od dnia chrztu, a tego się nie zapomina, tym bardziej, że rodzice dali się zwerbować, gdy miałem ok. 8 lat. Miałem wiec od dziecka zryty beret, a dodatkowo mieszkałem na trzy rzuty tymże beretem od Wąchocka, co może mnie uratowało, bo wtedy rodziły się o nim (o Wąchocku) kawały, które bardziej chętnie rozpowszechniałem niż "prawdę o zbawieniu".