Witam wszystkich!
Co prawda sprawa nie dotyczy ex-ŚJ, ale że sytuacja jest bardzo podobna do tego co się dzieje z ex-ŚJ zwrócę się o pomoc tutaj. Zostałem poproszony o pomoc ale sam w sumie nie mam żadnych doświadczeń w tym temacie i pomyślałem o szanownych forumowiczach. Może ktoś coś podpowie.
Chodzi o kobietę znajomego wychowaną w bardzo surowych katolickich warunkach. Odbiega to zdecydowanie od standardu przyjętego w przeciętnych rodzinach. Dla przykładu mogę podać, długie nie modlitwy a modły przed snem (coś co zajmuje dużo czasu), trochę w tym wszystkim przemocy, na mój gust kompletny brak empatii. Brak również jakiegokolwiek starania, żeby dziecko czuło się akceptowane w środowisku swoich rówieśników. Na pierwszym miejscu religia i wszystko było temu podporządkowane. Bardzo przypomina to życie w "prawdzie". Dziewczyna wyrwała się z tego klimatu ale wyskoczyła jak sprężyna, popełniła kilka błędów między innymi ma dziecko, a w tej chwili mieszka z moim znajomym (te dziecko nie jest jego, zaakceptował taki stan rzeczy - w pełni). Sednem sprawy jest to, że rodzina w dalszym ciągu ją odrzuca, a ona z tego powodu cierpi. Jakiś tam kontakt mają ale ciągle czuje się, że jest ta gorsza. Nie jest złą osobą, dba o dziecko stara się, ale bardzo jej brakuje tego, że mama nie zaakceptowała jej decyzji. Było już kilka prób, żeby ją jakoś przekonać, że nie musi się tym przejmować, że ma swoje życie. Niestety nic to nie pomogło. Jest to o tyle istotne, że to wszystko sprawia, że nie jest skłonna do działania. Wiele rzeczy odwleka, nie potrafi się zmobilizować i ma to duży wpływ na życie rodzinne. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że samodzielnie nie byłaby sobie wstanie poradzić. Natomiast co do kościoła nie zraziła się.
Stąd moje pytanie. Co robić? Terapia? Może ktoś zna kogoś kto się w czymś takim specjalizuje. Ewentualnie może ktoś zna takie przypadki i wie jak postępować.
Pozdrawiam.