To ja za siebie..
Trzydzieści lat temu, moją obsesją mimo młodego wieku było doszukiwanie się błędów, tego co mi nie pasuje w organizacji. Nawet dziś rozmawiałam z Kimś na temat głoszenia, gdy w niedzielny poranek weszliśmy do pewnego domu i gospodarz nam zarzucił, że nie mamy wstydu, on ciężko pracuje chce zjeść z rodziną śniadanie, a my przeszkadzamy. Czułam się jakby mi ktoś dał w twarz, a mój towarzysz był oburzony jaki to facet niewdzięczny.
Ta pycha, to nadęcie tak bardzo mnie raziło, przeszkadzało mi.
Później jak się wyrwałam, mimo bólu i żalu, z całych sił skupiałam się na moim dziecku aby pokazać, że będę dobrą matką, że do czegoś dojdę. Jednym zdaniem, że dam sobie radę bez świadków i że oni nie mają wyłączności na Boga, choć się bardzo na to powołują.
Gdy dziecko podrosło, mój status materialny był ustabilizowany, zapragnęłam poznać skąd pochodzę, gdzie są moje korzenie? Zaczęłam grzebać w archiwach, różnych szpargałach i się bardzo ucieszyłam..mam szlacheckie korzenie, bardzo szlacheckie. Moi przodkowie byli w posiadaniu pięknego zamku na Jurze, ach byłam bardzo z tego dumna.
Jednak gdy doszłam do momentu, że ci przodkowie zeszli na psy. A przez alkohol i zawiść zrujnowali rodzinne dobra, poczułam jak korona spada mi z głowy i toczy się gdzieś daleko po szafę, skąd jej nie wydostałam.
Kto był lub widział zamek w Ogrodzieńcu, wie jak bardzo zniszczyli.
Jedyny pozytyw tej historii to fakt, że jeden z tych co wyszli na ludzi, sprowadził Paulinów z Jasnej Góry do Leśniowa.
Gdy już wiedziałam skąd jestem, gdzie się zaczynają moje korzenie, gdy mogłam powiedzieć, że jestem dumna z syna pełnym tego słowa znaczeniu, pomyślałam o sobie. A co ja poza synem, małym mająteczkiem mogę jeszcze po sobie zostawić, jak się odcisnąć w historii, nawet tej małej, osobistej, rodzinnej, lokalnej?
Zaczęłam pomagać ludziom, tak bez rozgłosu, bez korzyści materialnych, tak z potrzeby serca. Posypały się podziękowania, wyróżnienia które zaczęły zapełniać moje ściany. Jest nawet takie diamentowe, za pomoc zwierzętom i takie wyjątkowe od Radia Zet za pomoc w akcji..Kartka dla Oliwki.
I w tym czasie dochodzi praca, która mi daje ogromną satysfakcję, też się wiąże z ludźmi, pisaniem i pomocą. Bez fałszywej skromności przyznaję, praca mnie lubi, ale także lubią mnie pieniądze, chyba nawet bardziej niż ja je. Może dlatego, że nie myślę o nich zbyt dużo, cieszę się z tego co mam, ile mam i nigdy nie mówię, że mogłoby być ich więcej.
Jakby tego było mało, trafiam na forum i ludzi podobnych kiedyś do mnie. Ludzi którzy lgną, chcą byś wysłuchani, a najważniejsze nieoceniani.
Nie jest to lekkie zadanie, bardzo często odbija się to na mnie samej, ciężko słuchać o ludzkim dramacie, bólu i nie przeżywać tego, ale póki co, daję radę.
Nie wiem czy za kilka lat, coś mi się nie zmieni, nie zacznę szukać czegoś innego. Jednak na chwilę obecną mogę powiedzieć z całą odpowiedzialnością..czuję się usatysfakcjonowana jako matka, kobieta, jako człowiek.
PS Jest 10 :40, dzwonek do furki, wychodzę znajomy widok, dwóch bardzo młodych ludzi pod krawatami, pyta mnie czy nie chciałabym żyć w świecie bez chorób? Odp..że dziękuję za troskę, ale póki co jestem zdrowa. Na co jeden z nich..ale może ma pani kogoś chorego w rodzinie? Odp..tak mam, ale oni chodzą do lekarza, nie wierzą w wróżbitów i cudotwórców. Podziękowałam i odeszłam.
I wiecie co..jest mi ich żal, młodzi ludzie, niedzielny poranek powinni nie wiem, wspinać się po skałkach, uprawiać sport, odsypiać sobotnią imprezę, cieszyć się życiem, a nie chodzić i zawracać ludziom....gdy Ci gotują rosół.