Odnośnie Twojego pytania: W taki rozwój sytuacji nie wierzę, to ŚJ chcieliby aby każdego kto odchodzi z organizacji "ogień piekielny pochłonął". Wręcz tego się spodziewają, "przepełnieni miłością".
Jednak ku ich irytacji wcale się tak nie dzieje. Każdy ma lepszy i gorszy okres w życiu.
Mój najciemniejszy i najtrudniejszy okres w życiu przypadł właśnie na czas mojego największego zaangażowania w WTS.
Lechito. Tak, dokładnie jest tak, jak piszesz.
U mnie to się zastanawiają co niektórzy, kto mi w końcu błogosławi? Szatan? Czy Bóg? Bo jeszcze jestem całkiem żywa, choć ze zborem mam sporadyczny, całkiem "odświętny" kontakt.
Kiedyś na palcach jednej ręki mogłam policzyć opuszczone zebrania w roku.
Teraz, te, na których jestem.
A ci co obserwują mnie, nie mogą pojąć, skąd we mnie tyle życia i radości.
Także
szawaszi, nasze życie, jak je przeżyjemy, zależy od nas.
Na wiele spraw mamy wpływ, a już napewno na naszą przyszłość obecnie, w przeciwieństwie do ... przeszłości.
Tego już nie da się w żaden sposób zmienić i naprostować.
Życzę Ci pozytywnego nastawienia.