cd.
O czym to ja ostatnio pisałem ? A już wiem, dzieciństwo, studium. Padło też pytanie co do wiary mojej mamy. Myślę że mama nie była dość mocno praktykująca, studiowała razem z ojcem z małżeństwem wieloletnich SJ. Musiało jakoś to na nią wpłynąć że razem podjęli taką a nie inną decyzje. Na początku nie było łatwo chyba nam wszystkim. Na zebrania musieliśmy kawałek dojechać, byliśmy więc uzależnieni od samochodu, bo autobus zazwyczaj był tylko w jedną stronę. Ktoś zapyta o innych braci, czemu nie zadbali o nas gdy nie mieliśmy jak dotrzeć, ale nie zaznałem od nich takiego zainteresowania. W okolicy żaden SJ nie mieszkał z mojego zboru.
Dlaczego o tym piszę? Rodzice może nie często ale przynajmniej kilka razy w roku się kłócili na tyle że nie rozmawiali ze sobą po kilka dni. Wtedy z tym dotarciem był problem. Tata był dość porywczy i często wybuchowy ... A w zborze niestety przez postępowanie mojej siostry byliśmy na tzw. Tapecie . (ale wątek siostry poruszę w innym poście, bo sam muszę przemyśleć jak to zacząć). Z racji miejsca zamieszkania chodziłem do szkoły bez jakiegokolwiek towarzystwa SJ. Ale nie uczęszczając na lekcje religii oczywiście szybko wyszło kim jestem. I tak stałem się obiektem zaczepek, drwin, opluwano mnie i przy każdej nadarzającej się okazji wyśmiewano. Ale miałem to w dupie.
Czasem brałem udział w zawodach międzyszkolnych gdzie spotkałem innych braci ze zboru. Wtedy ku mojemu zaskoczeniu, czasem widziałem jak popalali po kryjomu czy też po prostu przeklinali. Wtedy jakoś mnie to wmurowało. Ale sam do końca też zawsze nie byłem aniołem. Biłem się, wygłupiałem. denerwowałem nauczycieli a rodzice byli wzywani do szkoły. Cieszę się że nigdy tata nie chodził
bo pewnie bym częściej dostawał. A pro po bicia - Tak, dostawałem regularnie jak czegoś nie zrobiłem, albo zrobiłem to czego mi wolno nie było.
W sumie wolałem lanie niż kary, ale najczęściej było jedno i drugie. Terror. Kłóciło się to z tym o czym mówiona na zabraniach, kongresach czy literaturze.
Rodzice dużo pracowali, często razem - i zostawałem wtedy z siostrą w domu. Sprzątaliśmy i opiekowaliśmy się tym co trzeba.
Pojawił się kryzys finansowy w domu, dość spory, brakowało dosłownie na wszystko. Rodzice podłamali się psychicznie i tata próbował dosłownie wszystkiego by jakoś z tego wyjść. Dlaczego to pojawia się w moim opisie ? Bo nie przypominam sobie by wtedy bracia odwiedzali nas i starali się wesprzeć duchowo. A na zebraniach nie pojawialiśmy się wtedy około roku.
I tak przeszliśmy do momentu gdy tata zaczął handlować, opałem. Ale oczywiście nie mieliśmy żadnych ramp, wózków czy bóg wie tam czego a ojciec miał chory kręgosłup. Więc wtedy jego dorastający syn przerzucał kilkanaście ton tygodniowo z tira do magazynu, z magazynu do aut i tyrał tak że na dzień dzisiejszy ma plecy w stanie. Ja rozumiem że inne dzieci pracowały na polach, nie wiem zbierały ziemniaki na wykopkach, czy wynosiły odchody spod zwierząt - i to zapewne wiele uczy szacunku do pieniędzy i ich wydawaniu.
Nie lubiłem nigdy głosić. Dla mnie to również było nieprzyjemne. Spotykałem znajomych i wtedy myślałem że zapadnę się pod ziemię. Ale przynajmniej miałem towarzystwo, bo był moment że rodzice nie chcieli bym zadawał się z rówieśnikami z podwórka bo to przecież zło wcielone. I najśmieszniejsze, było kilku wariatów w zborze. Jeden do służby zabierał ulotki i przy okazji roznosił po domach
drugi zbierał świerszczyki i oglądał później je w lesie (jakie to było zabawne jak kiedyś otworzył torbę by sięgnąć po Biblię a tam wysuwa się ogromny biust Pameli A.) trzeci palił papierosy a teraz aktualnie po ogromnych przejściach w tym również wypisywanie do młodych dziewczyn i mam tu na myśli po 13-15 lat o zboczonych jego myślach, jest starszym na obczyźnie jak ja to nazywam. Czyli za bardzo spalił się tu i trzeba było zmienić dość mocno otoczenie.
kolejny mój osobisty wniosek : bez względu gdzie, w jakiej religii, czy sekcie czy czymś innym, ludzie mają grzeszne skłonności, albo chęć spróbowania tego co zakazane. I zdarzają się takie cnotki że są oh i ah i co z tego jak później najczęściej wylądowali poza zborem. Był moment że w jednym roku około 10 wykluczeń padło. A rekordzista 3 razy był wykluczony i 3 razy przyłączony i wszystko za ten sam czyn.
Później zacząłem udzielać się więcej w zborze. Dostałem jakieś przywileje jak mikrofon, czy tam inne pierdu pierdu. Pojechałem na kilka ośrodków w tym również takie zimowe (fajny klimat, mała grupa, sporo czasu też dla siebie) ale głoszenie w okresie świąt było bez sensu. Nie dziwiłem się reakcją ludzi gdy im po prostu nietaktownie przeszkadzaliśmy.
W zborze panowała napięta atmosfera, ten nie podawał temu ręki, tamta ostentacyjnie pokazywała gdzie innej miejsce, a starsi byli tak potwornie nudni że słuchanie ich przyprawiało o chęć odpłynięcia w głęboki sen.
Dorastając w WTS również dowiedziałem się że jest pewna ciemna strona nawet wśród tych których spotykałem na zebraniu. Również jeden z braci że tak to nazwę, molestował 2 swoje córki jak i kilka młodych dziewczyn, koleżanek jego córek. Sprawa była zamieciona pod dywan. jedyny plus że został usunięty, ale co z tego jak dalej mógł gdzie indziej dokonywać tych strasznych rzeczy.
cdn.