Kiedyś moje serce poruszał Grześ Radwan,Heniu Łowczanin, lubiłam słuchać starszych zboru terenowców z bagażem własnej rodziny. Mówili o prawdziwym życiu,jak w trudnych chwilach zachować się przyzwoicie i nie tracić ducha. Uwielbiałam Piotra Barczaka,który mówił z pasją, nie wstydził się niedoskonałości i bycia zwykłym człowiekiem.Ale ci ludzie mieli życiowe pasje,mieli swoje namiętności,poukładane życie emocjonalne i rodzinne. I mieli pasję studiowania Słowa Bożego. Mieli też to,co dziś wśród świadków jest sztuczną namiastką ,mianowicie szczerą miłość do ludzi. Wszystkich. Ale to se ne wrati.
Pamiętam Pamiątkę przed moim chrztem,kiedy usłyszałam,że jestem tylko obserwatorem. To mnie zdumiało i poczułam brak zgody. W sercu powiedziałam do mojego Boga,że i tak jestem uczestnikiem,bo Chrystys jest mi kimś najdroższym,jedynym,co mnie naprawdę rozumie. I na każdej Pamiątce ,podając talerzyk,czy kielich dalej zawsze modliłam się i mówiłam Bogu,że w sercu spożywam te symbole,bo należę do Chrystusa. Jakąż ulgę przyniosło mi zrozumienie,że nie ma podziału na namaszczonych (do nieba) i 2 owce (nz ziemię). Gdzie nastąpi spełnienie obietnic dziś nie zaprząta mi głowy. Wolę Raj na Ziemi,ale mam spokojną ufność,że Pan o mnie nie zapomni,bo mnie kocha.Jak dziecko,które nie rozumie czy pojedzie z rodzicami w góry,czy nad morze. Wie,że będzie z rodzicami i że będzie fajnie. Może to naiwne,ale to daje mi siłę i wewnętezny spokój.