a co sądzisz Lechito o tym czy adwokat ma powody wstydzić się że reprezentował Hitlera przed sądem? Moim zdaniem nie ma czego wstydzić się, skoro Adolf nie był (jeszcze) zbrodniarzem.
No cóż, dziś z perspektywy lat mamy zupełnie inny obraz sytuacji niż ludzie w latach 20 czy 30-tych XX wieku. Wtedy ogromna większość Niemców postrzegała Hitlera jako nadzieję dla narodu, człowieka , który zmaże z Niemiec hańbę Traktatu Wersalskiego.
Dawał im nadzieję na lepsze życie.
Fakt jest niepodważalny, iż polityka Adolfa doprowadziła do gospodarczej odbudowy kraju, zatrzymał m.in gigantyczną inflację , bezrobocie itd. Był dla przeciętnego Niemca niemalże zbawicielem. Co było dalej , czyli w latach 40-tych to wszyscy wiemy.
Co więcej, wielu bliskich współpracowników Adolfa już po wojnie napisało książki o swojej współpracy z wodzem. Np. Walter Schellenberg, Nikolaus von Belov, Rochus Mich, Heinz Guderian czy Franz Halder. Na swoich książkach zarobili spore pieniądze , nie tylko nie ukrywali swej roli w machinie stworzonej przez Adolfa ( w sporej części finansowanego przez źródła z USA, ale to na marginesie ) , ale byli całkiem dumni ze swej pracy.
Dlatego myślę, że adwokat raczej nie miał wielkiego problemu z tym , że bronił Adolfa tym bardziej , że mniej lub bardziej przyczynił się do takiego a nie innego rezultatu procesu sądowego i ostatecznego wyroku.