Hej,hej..witam..Jestem córka fanatycznie gorliwego starszego i gorliwej pionierki.Po 25 latach na własne życzenie zrobiłam się ex.Już 10 lat minęło.Moj pobyt w zborze przypadał na te lepsze dla organizacji czasy.Lata szybkiego wzrostu i lepszych ludzi.Mam kilka dobrych wspomnien,poznałam fajnych ludzi z niektorymi nadal mam dobry kontakt.Nie zawsze było zle.Cóż mogę powiedzieć..mam zrytą psychę,dużo lęków,utracone marzenia-to boli najbardziej ale żyję i to całkiem dobrze
wbrew temu co mi mówiono,że wrócę z podkulonym ogonem bo poza zborem nikt szczęścia nie znalazł.Mam za sobą trudne dzieciństwo,ciężką młodość,ślub,rozwód,ślub.Tatuś mój mimo wszystko wartościowy,inteligentny wspaniały człowiek już nie żyje.Po śmierci taty zaznałam bardzo podłego traktowania.Kiedy spotykaliśmy Św.J składali kondolencje mojej mamie a mnie już nie.Stałam obok.To jeszcze bardziej utwierdziło mnie w tym że dobrze zrobiłam i never ever again.Mama dalej jest w organizacji jeszcze bardziej zaangażowana.Nie odrzuciła mnie nigdy chociaz nie do końca traktuje jak powinna.Kontakty między nami są ale letnie.Obecnie mieszkam w Londynie.Kiedyś okręg Zabrze-Śląsk.Zostawiłam wszystko 2000 km stąd i jest mi dobrze. Tylko czasami wezmę Watchtower albo Awake bo lubie czytac i wiedziec.