BYLI... OBECNI... > OSTRACYZM

Samopoczucie "obdarzanych" ostracyzmem eksów

(1/20) > >>

Blizna:
Chciałam zapytać Was, drodzy eks-świadkowie Jehowy, jak czujecie się, gdy spotykacie dawnych znajomych.
Co czujecie, gdy do Was dzwonią (nie wiedząc często, ze to Wy)?
Co czujecie widząc świadków Jehowy, którzy Was nie znają osobiście, ale Wy wiecie, kim są?
Ja chcę dzisiaj podzielić się swoimi odczuciami.
Ponieważ pracuję w centrum miasta, często widzę ich idąc lub jadąc do pracy.
I to nawet w kilku miejscach z tymi stojakami.
Po pierwsze ulga, że ja już tak nie muszę.
Po drugie jakiś rodzaj wstydu, że kiedyś też w tym brałam udział (nie w stojakach, bo za moich czasów ich jeszcze nie było), ale ogólnie w całym tym "nawracaniu", które niestety bardziej przypomina kolportaż.
Natomiast gdy widzę dawnych znajomych to właściwie muszę powiedzieć, że to taka gula w brzuchu i w gardle.
I to jest kompletnie irracjonalne dla mnie.
Wiem, że nie odezwą się do mnie, że będą udawać że mnie nie znają.
Ale świadomość, że uważają mnie za złego człowieka, za grzesznika "przeciw Duchowi", że właściwie w swoim sercu wydali na mnie wyrok śmierci, że mają jakąś świadomość bycia lepszymi ludźmi...
Dla mnie to jest chyba najgorsze ze wszystkiego.
I chociaż dawno nie widziałam nikogo z tych bliższych dawnych znajomych, to myślę, że nadal bym to czuła mimo upływu lat.
Jakiś taki nieokreślony strach.

KaiserSoze:
Ja wykluczony nie jestem, ale od mniej niż roku nie chodzę na zebrania i nie chodzę do głoszenia. Oczywiście praktycznie nikt z SJ się ze mną nie kontaktuje, wliczając w to starszych - którzy podobno mają szukać zagubionych owiec. Liczyłem się z tym, spodziewałem się tego.

Zazwyczaj nie spotykam SJ na mieście czy w sklepie, praktycznie wcale ich nie spotykam.

Zastanawiałem się jak bym zareagował gdybym spotkał. Ze względu na wiek to raczej oni powinni pierwsi powiedzieć "dzień dobry". Pewnie by to zrobili, ale dyskusji by nie było.

Mam ich gdzieś.

Nemo:
Mam praktycznie to samo. Z tą różnicą, że znajomych ze zboru do którego uczęszczałem nie widuję prawie wcale. Po wykluczeniu przeprowadziliśmy się. Ale za to zbór który działa na moim terenie, a składa on się, chyba nawet nie przesadzę jak powiem że w 100% z fanatyków, zna mnie z opowieści mojej szwagierki, jaki to ja jestem szatan wcielony  ;D i z tego jak wyciągnąłem żonę z tej destrukcyjnej organizacji religijnej, a uczęszczała ona chwilowo do tego właśnie zboru. Nie wszyscy tam znają mnie z widzenia, ale ci co znają, gdyby mogli to by mnie chyba wzrokiem zabili.
A co do głosicieli których widzę, czy to w mieście czy gdziekolwiek, gdzie przypadkiem ich spotkam... czuję wstyd i to taki wstyd, że chyba robię się czerwony. Jak ja mogłem kiedyś też zasuwać po domach i wciskać ludziom kit. Jednak oprócz wstydu czuję też, tak jak Blizna radość, radość że już nigdy w życiu mnie to nie spotka.
Nie wiem jakbym się czuł gdybym spotkał się oko w oko z jednym czy drugim byłym znajomym ze zboru, z którymi utrzymywało się bardziej zażyłe kontakty. Podejrzewam że przeszliby koło mnie, jakbym nie istniał.


--- Cytat: Blizna w 16 Listopad, 2016, 16:45 ---Ale świadomość, że uważają mnie za złego człowieka, za grzesznika "przeciw Duchowi", że właściwie w swoim sercu wydali na mnie wyrok śmierci, że mają jakąś świadomość bycia lepszymi ludźmi...
Dla mnie to jest chyba najgorsze ze wszystkiego.
I chociaż dawno nie widziałam nikogo z tych bliższych dawnych znajomych, to myślę, że nadal bym to czuła mimo upływu lat.
Jakiś taki nieokreślony strach.

--- Koniec cytatu ---

I to jest dowód, że ta destrukcyjna organizacja religijna pozostawia blizny na psychice, jak nie do końca życia, to na pewno na długie lata.
Zawsze stawiam sobie w takich sytuacjach zarzut... gdybym to ja miał te 22 lata temu swój obecny rozum.  :(

Szyszoonia:
Ja nie jestem narazona juz na widok "bylych braci i siostr", poniewaz sie wyprowadzilam daleko, daleko. Ale gdy siegam pamiecia do czasow, gdy jeszcze mieszkalam na terenie bylego zboru, to nie towarzyszyly mi jakies ekstremalne emocje. Owszem, nie bylo przyjemne byc ignorowana przez ludzi, ktorzy jeszcze do niedawna normalnie ze mna rozmawiali, ale tlumaczylam sobie, ze to z nimi jest cos nie w porzadku, a nie ze mna. To bylo jednak pare ladnych lat temu. Teraz jedyne co czuje na widok stojakowych to ogroma ulga i zarazem wspolczucie dla nich. 

Estera:
   Nie koniecznie trzeba być exsem, żeby doznawać uczucia ostracyzmu.
   Wystarczy być mniej aktywnym w zborze, nie chodzić na zebrania, zbiórki,
   nie wyjeżdżać na zgromadzenia, od razu zbór nastawia się "drapieżnie" do takiej osoby.
   Nie zaprasza się jej na spotkania towarzyskie i w ogóle wyizolowuje się taką osobę z towarzystwa.
   Bo jest też takie założenie, że jak nie ma jej w zborze, to grzeszy, a jak być może grzeszy,
   to z mety jest złym towarzystwem dla reszty.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej