Tak czytam i czytam... I w tej historii, smutne jest bardzo, że taka zraniona kobieta w zborze, tak na prawdę, nie ma żadnej przyjaciółki od serca, aby się zwierzyć. I to nie tylko w przypadku zdrady męża, ale też każdym innym zmartwieniu. Nawet, jeżeli w zborze jest inna kobieta, która okazuje ci życzliwość, to, czy jest to jednoznaczne z przyjaźnią? Czy, można jej zwierzyć się z wątpliwości w wierze, chwili zapomnienia z obcym mężczyzną, czy tego, że w strachu przed śmiercią przyjęło się transfuzję? Czy wesprze cię ta kobieta w chwili słabości, zawsze zaakceptuje twoje wybory, stanie po twojej stronie? Ja mam taką osobę idla niej zrobiłabym to samo. Ale jest to osoba, do której przylgnęło moje serce, a nie znaleziona wg klucza religijnego. Wiem, że mogę na nią liczyć o każdej porze dnia i nocy, że niezależnie od tego, czy zgadza się z moim zdaniem i wyborem, nie osądzi mnie, ale wesprze... Strasznie żal mi osób, które nikogo takiego nie mają. Polecenie, przez Michała swojej żony, jako osoby godnej zaufania i dyskretnej, jest dla mnie pozytywnym odruchem. Ale wciąż jest to osoba obca, z którą dana kobieta nie ma więzi emocjonalnej, a jedyne co je łączy, to płeć i wyznanie. Nie wiem, czy w takiej sytuacji zdobyłabym się na szczerość.