To jest Jenny. Jenny ma 3 lata i choruje na białaczkę. Jenny potrzebuje transfuzji krwi. Ale rodzice Jenny są Świadkami Jehowy.
Miłość rodziców Jenny do Jehowy jest większa niż ich miłość do Jenny.
Jak patrzę na tego mema z pozycji rodzica, matki.
To włosy mi stają dęba, a serce zaczyna mocniej bić i rośnie ciśnienie.
I dziękuję losowi, że nigdy nie musiałam wybierać w takich kwestiach pomiędzy
MIŁOŚCIĄ RODZICA DO DZIECKA A MIŁOŚCIĄ DO JEHOWY !!! Czyli bawić się w kata swojej kochanej, bezbronnej kruszynki.
Stawać na miejscu "Boga Życia" i własnymi rękoma zabijać swoje dziecko.
Czego w takich przypadkach żąda ta organizacja, zakazując transfuzji krwi.
Po prostu koszmar.
Czym to się różni od praktyk Azteków?
Którzy na swoich zigguratach wycinali serca swoim ofiarom składając je w darze swoim bogom??
Zakaz transfuzji krwi, to współczesny "ziggurat" świadków Jehowy, który produkuje ofiary.
W XXI w., niewinni ludzie tracą życie przez sekciarskie doktryny wymyślone przez kilku nawiedzonych starców.
Tym powinno zająć się Ministerstwo Sprawiedliwości.
Zainteresować się tą sektą na polskim rynku i jej wewnętrznymi praktykami.
Odbierającymi ludziom możliwość podejmowania własnych decyzji.