Witaj, gościu! Zaloguj się lub Zarejestruj się.

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Autor Wątek: Moja historia  (Przeczytany 3968 razy)

Offline Giwon

Moja historia
« dnia: 28 Czerwiec, 2016, 20:15 »
Słowem wstępu chciałbym napisać, że bardzo się cieszę,że tutaj trafiłem, że jest miejsce gdzie można o sobie coś napisać. Gdy zauważyłem tą część forum poczułem potrzebę napisania o sobie, jak to ze mną było i jest nadal. Po kilku dniach układania w głowi myśli postanowiłem je spisać, a zatem:

     Moja historia zaczyna się w 1994 roku, z poziomu sześciolatka żyjącego sobie w rodzinie gdzie tata pił a mama z tej okazji znerwicowana. Moja siostra zawsze się bała taty "pod wpływem", ja wręcz przeciwnie - miał wtedy dla mnie czas na wygłupy. Ogólnie małżeństwo rodziców miało się rozpaść ale zaczęli przychodzić "ciocia i wujek" - tak mama zaczęła studiować i jeździć na zebrania. Pamiętam do dziś pierwsze zebranie, nieistniejącą salę i to, że sam chciałem się dowiedzieć gdzie to mama jeździ. Krótko potem rodzice się pogodzili, rychły rozwód nie nastąpił, a ze zgody na świat miał przyjść niebawem mój brat. Siostra zaczęła studiować, ja też chciałem no i szło mi nieźle, na pierwszy ogień poszedł "Mój zbiór opowieści biblijnych", ciocia która studiowała była w zasadzie patronką naszej rodziny i bardzo wiele zrobiła, i była jak rodzina, miałem jej słuchać jak mamy czy taty. Z materiałem leciałem ostro bo chciałem kilka opowieści na raz robić i z czasem "prześcignąłem" moją siostrę, wtedy trochę tez rywalizacji zadziałało ale i szczera ciekawość, osoby z którymi studiowałem odwaliły kawał dobrej roboty chcąc zainteresować gówniarza takimi sprawami.
     W Listopadzie 94 pojawił na świecie się mój brat. Poznałem tez mniej więcej wtedy brata Marka, był moim pierwszym przyjacielem, i w zasadzie takim idolem, mentorem. Miał schizofrenię albo coś koło tego, w każdym razie spędzałem z nim sporo czasu, uczył mnie angielskiego i nauczył bardzo wielu ciekawych rzeczy, dzięki niemu pierwszą rzeczą w nowej literaturze było "obserwujemy świat" na końcu Przebudźcie się. Chodziliśmy na wycieczki, do służby i mimo że był ode mnie starszy kilkanaście lat nadał jakiś kierunek ku służbie pionierskiej i głoszeniu. w wieku 10 lat zostałem głosicielem, studiował wtedy ze mną już starszy, najpierw broszura "Wymagania" a potem "Wiedza". Zacząłem się rozkręcać z Markiem robiliśmy po kilka godzin dziennie, z nim chyba padł pierwszy rekord 7 godz jednego dnia oraz inny - kilkadziesiąt czasopism w godzinę metodą że się rozdzielamy na dwie strony ulicy i dajemy wszystkim jak leci. Mój teren, blok nr 9, przeorany jak mało który, w końcu na 45 mieszkań 1/3 "nie zachodzić". Z czasem studiuję z innym starszym, bardzo ciepło go wspominam, za jego kadencji brałem chrzest, mam 13 lat.
      Niedługo potem zostaję pionierem pomocniczym, wiem też że będę w betel i mam cała masę celów duchowych. Na zgromadzeniach notuję pilnie, nie było opcji żeby się bawić jakąś zabawką ale chyba mi to nawet nie przeszkadzało. Co roku zapisuję się na nocki tj. pilnowanie stadionu przed i w czasie zgromadzenia, w rekordowym roku byłem na obiekcie od wtorku do niedzieli, spanie w dzień czuwanie w nocy albo tez spanie, w niedzielę ledwo żywy padałem. Ale było fajnie budujące towarzystwo i wgl, można było pogadać z "szychami". Mając 15 lat zostaję pionierem stałym, na KSP prawie się nie załapałem bo trzeba mieć skończone 16 lat, jak mi tłumaczyli w razie posądzenia o pranie mózgu w sądzie zeznania 16 latka dopiero są brane na poważnie, na szczęście kurs był w sierpniu a urodziłem się w kwietniu więc na styk wyszło. Oczywiście było to najlepsze 10 dni w moim dotychczasowym życiu, nowe cele jak kurs usługiwania, Rosja itd.
    W zborze dostawałem coraz lepsze fuchy typu prowadzenie zbiórek, lektor, prowadzenie zebrania książki jak jeszcze było itd. Jednak przyszedł moment twardego lądowania. Równolegle za wzrostami i rozwojem duchowym rozwijał się problem będący "cierniem w ciele", masturbacja oglądanie świerszczyków a jak w domu pojawił się komp z internetem innych ciekawych materiałów trawił moje sumienie, co ciekawe "problem" pojawił się jeszcze przed chrztem ale mój "rozwój" duchowy osiągnął taki poziom, że dalej nie mogłem i poprzez mamę cynk poszedł do starszych. Oczywiście koniec pionierowania i zaczął się okres "zesłania" na zborowy margines.
    Ale ja się tak łatwo nie poddaję, uczę się na błędach i po roku wracam na teren, teraz po prostu nikomu o tym nie mówię i znowu mam błogosławieństwa, niebawem zostaję sługa pomocniczym, dostaję pierwszy wykład jest nieźle, dostaję nastepny zaczyna się jeżdżenie z wykładami po okolicznych zborach. Robię za dyżurnego zastępcę przewodniczącego zboru (czy tam koordynatora jak kto woli) na telefon a nawet bez niego jestem w stanie z marszu napisać punkt jak ktos nie przyjdzie na zebranie, biorę wszystkie zastęstwa w szkole u służbie, czasem ma 3-4 punkty na jednym zebraniu w ponad 100 osobowym zborze.
    Mniej więcej wtedy jadę do pewnej siostry - córka starszego - na ferie. Hormony 19-latka buzuja, widok jak jej młodsza siostra sam na sam (!) ze swoim chłopakiem siedzą w domu czekając na nas wprawia mnie w konsternację, ale co tam, ich sumienie. Sprawy mają się ekspresowo, po 9 miesiacach ślub, żeby jak najszybciej być razem. Do tego czasu dzieli nas 600km i serio ciśnienie nie do zniesienia, przyćmiewa zdrowy osąd. Wśród kilku pobytów napotykam dziwne dla mnie sytuacje.
    Do tej pory ignorowałem komunikaty typu, że teść siostry będący koordynatorem zdradzał żonę i "poleciał", teraz jak widziałem starszego jak po służbie brał browary a potem prowadził przygotowanie do strażnicy, było sprzeczne z tym co sam wyczytywałem w ramach studium osobistego. Jak prowadził zebrania to mylił fundamentalne pojęcia, a jak ośmieliłem się zwrócić uwagę to szukał w literaturze dowodów na swoje racje gdzie najświeższa literatura jasno przedstawiała sprawę obnażając jak bardzo jest nie na bieżąco - dla młodego sługi był to szok, jednak w końcu się ożeniłem i nie musiałem się tym przejmować. Na dwa miesiace na czas ślubu zmieniłem zbór, to był szok, sfery wpływów, klany, spory międzyzborowe, nie spodziewałem się, że w organizacji coś takiego może być, będąc przeniesiony zbliżała się obsługa, zależało mi na tym aby się wykazać aby "zaklepać" przeniesienie mnie jako sługi, ale tamten przewodniczący miał inne zdanie na ten temat i miał to głęboko w dupie.
      Pojawiła się oferta pracy w moich rodzinnych stronach i nie zastanawiając się wróciłem, cały czas jednak tłumacząc sobie, że są ludzie niedoskonali ale organizacja jest doskonała. W końcu wróciłem, do swojego zboru i było ok, do czasu. Znajomość na odległość i brak bliższego poznania się - "bo zasady" itd sprawiły, że po ślubie tak naprawdę zacząłem poznawać osobę z którą związałem swoje życie - ku przerażeniu.
    Wkrótce schodzę z terenu ale jestem sługą. Za jakiś czas jest nawet wywiad na zgromadzeniu obwodowym, jak książka mi pomogła uporać się z "cierniem" choć nie pomogła i wszyscy byli zachwyceni. Jest KSK, ale niebawem chcę zrezygnować z bycia sługą i tu zonk. Potwierdziło się coś co było dla mnie absurdem, nie można zrezygnować z przywileju, będą trzymać aż sami zdejmą (brat który studiował ze mną też w pewnym momencie chciał się wycofać, poleciał gdy córka się przespała z kolegą). Chyba dwa lata prosiłem że nie chcę. W końcu po serii zdejmowania obowiązków typu sługa literatury, sługa terenów, dyżurny zastępujący itd itd. ja zaczynałem chodzić w kratkę na zebrania a owoc po prostu jakiś wypisywałem żeby był. To w czasie obsługi była rozmowa po spotkaniu dla sług i starszych i do dziś nie wiem czy mnie zdjęli czy nie bo nikt nie raczył mnie poinformować, w każdym razie jakaś siostra mi podziękowała za te wszystkie lata więc chyba mnie ogłosili.
     W tym czasie pojawiło się jedno dziecko po 3 latach drugie, małżeństwo miało wzloty i upadki z ciągłym trendem spadkowym, myślę o rozwodzie. Z jednej strony zawiodłem się na zborze który jak się okazało przed ślubem wszyscy się w czoło pukali czemu się hajtam z osobą ze stukniętej rodziny, z drugiej nikt mi o tym nie powiedział, po latach aktywnego udziału i zaangażowania, gdy sam prosiłem o wizyty pasterskie to starsi nie byli w stanie się zorganizować i przychodzili w pojedynkę bo drugiemu do pary zawsze coś "wyskakiwało" - dla mnie to była zastanawiające ponieważ wiedziałem że tak być nie powinno.
     W końcu zacząłem szukać pomocy gdzie indziej, mama w tym czasie już odpływała od zboru, zaczęła studiować psychologię - zakazany kierunek bo filozofia itd. Za jej namową zacząłem chodzić do psychologa. Na zebrania praktycznie już nie chodzę, tam nie ma pomocy. Psycholog odwalił kawał dobrej roboty, zatrzymał i cofnął postępującą nerwicę w wyniku odpałów żony ale i mobbingu w pracy. Dał mi siłę do działania i poukładał wiele rzeczy.
     Na tej fali optymizmu i nowego wiatru w żagle nawet pojawiam się na sali. Rozmawiam z tym Markiem, moim pierwszym idolem, widzę że choroba go nie oszczędza, pyta co u mnie jak leci. po kilku dniach Marek zaginął, po dwóch tygodniach wyłowiono jego ciało, do dziś nie wiadomo czy popełnił samobójstwo czy ktoś go wepchnął do wody. Jest mi przykro ale do zboru już złapałem pewien dystans.
    Jest maj, w czerwcu przyjeżdża siostra, nominalnie ochrzczona realnie krótko po rozwodzie, jej ex, syn starszego zdradzającego wyniósł z domu sporo. Siostra za granicą mieszka więc to jedna z nielicznych okazji pobycia razem w trójkę.  W lipcu świat się zawali, 19-letni brat wraca z pracy na rowerze wpada pod samochód- gnie na miejscu. Szok, po poinformowaniu najbliższych co się stało dzwonię do starszego, za kilka chwil ktoś się zjawia. Na tamtą chwilę mogę powiedzieć że bracia się spisali, co chwile ktoś przychodził, do pogrzebu siostry nam gotowały sprzątały bo i tak nikt nie był w stanie myśleć o takich sprawach. Przy organizacji pogrzebu pojawiły się już pewne zgrzyty, miałem kilka typów do przemówienia pogrzebowego (jak mi się wydawało przyjaciele rodziny) ale z okazji prób do zgromadzenia własnie zbliżającego się nie mogli. Wieczorem, dzień przed pogrzebem dzwoni do mnie starszy, że dowiedział się, że szkoła do której chodził brat chce przyjść ze sztandarem (tata nie był w zborze nigdy, i ogólnie nie był i nie jest religijny choć jakiś czas był zainteresowanym, krótko po przyłączeniu się do organizacji mojej mamy przestał pić, nie dzięki zborowi tylko dzięki odbytej terapii), przekazałem info tacie i się wkurzył i na pogrzebie śJ był sztandar, były dwie rodziny (mamy i taty nie przepadające za sobą) oraz zbór, szkoda że musi ktoś zginąć aby ludzie, tylu ludzi mogło stanąć obok siebie bez patrzenia na poglądy czy przekonania.
     Jeszcze tego lata był urlop w rodzinnych stronach żony, jej tata, starszy pewnego dnia po wypiciu kilku piw odbiera telefon, jak sie okazało zaczęło się spotkanie starszych o którym zapomniał, wsiada w samochód i jedzie. Przychodzi jesień, nie mogę spokojnie przeżyć żałoby, gdyż np zaprowadzając przyjaciółkę na grób brata (nie mogła być na pogrzebie) ktoś widzi nas jak idziemy a ona z różą w ręku, idzie fama że zdradzam, choć nikt mi o tym nie mówi (oczywiście wieść niesie się w zborze). Za jakiś czas wizyta inspirowana żoną, informuję starszych,że dla dobra dzieci jestem w stanie się rozwieść - zostałem wyśmiany. Mieszkamy wtedy z rodzicami, po wizycie żona coś zasłyszała i robi awanturę, rodzice widząc że własnie dotykam dna (sami na nim będąc po stracie dziecka) wzywają starszych na wizytę gdzie dobitnie tłumaczą jak bardzo dają się manipulować i jak wielką krzywdę mi robią. Po wizycie starszy obiecuje ze mną na osobności porozmawiać o sytuacji, czekam do dzisiaj (minęły 3 lata). Jest jeszcze kilka wizyt dowiadujemy się, że dom jest opętany przez demony, oczywiście nie od starszych tylko od innych członków zboru poinformowanych przez "pasterzy". Definitywnie przestaję chodzić na zebrania.
    Styczeń 2015 żona się wyprowadza. Latem poznaję siostrę z innego zboru przez wspólnego znajomego, przyjaciela mojego brata. Piszemy ze sobą (poznaliśmy się via fb) po kilku dniach widzę, że potrafi myśleć i jest inna niż typowa siostra, mamy wspólne zainteresowania, zbieżne poglądy w wielu kwestiach. Znajomy aranżuje spotkanie niespodziankę z jej udziałem i zaiskrzyło. Miała nadzieję, że wrócę do zboru a ja dałem sobie i jej szansę. Zacząłem po jakichś dwóch latach chadzać na zebrania, ale tylko w jej towarzystwie. W czasie wielu rozmów na te tematy umówiliśmy się, że się akceptujemy chodź w pewnym obszarze się nie zgadzamy. Przedstawiłem swoje wątpliwości ale nie nakłaniałem jej specjalnie do zmiany stanowiska względem zboru, wierząc że sama dojdzie do odpowiednich wniosków. Tak tez się stało, narastająca czarę goryczy przelała sprawa z pedofilią w australijskim zborze (w polskim zresztą też problem jest większy niż by się mogło wydawać). Choć początkowo nasza relacja napotykała trudności w postaci starszych i zaleceń by się nie spotykać póki nie będę  miał rozwodu (choć biblijny w zasadzie był bo ex się już z kimś związała)to daliśmy radę. Wiosną tego roku podjęliśmy decyzję, ze dalsza gra nie ma sensu i odłączyliśmy się od zboru. Jesteśmy szczęśliwi :)


Jeśli kogoś moja historia zaciekawiła proszę pytać o cokolwiek, pisałem na żywioł, wiele myśli się pojawiło i nie da się tego tak po prostu zapisac bo bym całą noc nad tym spędził ;)
« Ostatnia zmiana: 28 Czerwiec, 2016, 20:49 wysłana przez Giwon »
Człowiek rodzi się po to, żeby przeżyć życie i to od niego zależy czy go nie przegapi.


Offline Roszada

Odp: Moja historia
« Odpowiedź #1 dnia: 28 Czerwiec, 2016, 20:20 »
Witaj!
Najważniejsze jest jedno z tego co napisałeś:
Cytuj
Wiosną tego roku podjęliśmy decyzję, ze dalsza gra nie ma sensu i odłączyliśmy się od zboru. Jesteśmy szczęśliwi :)


Offline matus

Odp: Moja historia
« Odpowiedź #2 dnia: 28 Czerwiec, 2016, 20:24 »
Ahoj!

Wszytko ważne.

Malutka sugestia - jak będziesz miał chwilkę, to podziel to na akapity - będzie łatwiejsze w czytaniu.
Bogowie są gorsi od Pokemonów, bo nie da się złapać ich wszystkich, tylko jednego (albo małą grupkę), bo się obrażają.


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12349
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Moja historia
« Odpowiedź #3 dnia: 28 Czerwiec, 2016, 20:40 »
   Witaj Giwon :) Najważniejsze że jesteście szczęśliwi i tak trzymać. :)
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Nemo

  • El Kapitan
  • Wiadomości: 5 517
  • Polubień: 14345
  • Często pod wiatr. Ale zawsze własnym kursem.
Odp: Moja historia
« Odpowiedź #4 dnia: 29 Czerwiec, 2016, 07:29 »
I to jest chore. Przyszli małżonkowie nie mogą się dobrze poznać przed ślubem "bo zasady". A potem często wychodzi jak wychodzi, czego dowodem jest historia Giwona.  >:( Ale co Trzeba Ci przyznać to karierę zborową robiłeś piorunującą. (Mnie tylko kopnął zaszczyt bycia lektorem i "operatorem" mikrofonu.  ;D ). Ale najważniejsze jest ostatnie zdanie Twojej historii.
Wiosną tego roku podjęliśmy decyzję, ze dalsza gra nie ma sensu i odłączyliśmy się od zboru. Jesteśmy szczęśliwi :)
Tak trzymajcie  :)
Niemądrym jest być zbyt pewnym własnej wiedzy. Zdrowo jest pamiętać, że najsilniejszy może osłabnąć, a najmądrzejszy się mylić.
Mahatma Gandhi


Offline Estrella Despierta

Odp: Moja historia
« Odpowiedź #5 dnia: 29 Czerwiec, 2016, 08:58 »
Ta historia się na film nadaje! Dobrze, że ona tu się znalazła. Oby więcej takich z dobrym zakończeniem. Kurde, jestem w szoku.
Właściwie to mieliśmy podobnie z M. W naszych rodzinnych zborach panowała idylla, a dopiero jak się zaczęło jeździć w tereny, to się zobaczyło co się tam odwala....... Może gdybym nigdy nie wyjechała od siebie to nie odeszłabym od org.? 😳
Właściwie, to już muszę się zabierać za pisanie naszej historii, bo już niedługo będę ją mogła tu opublikować 😎
« Ostatnia zmiana: 29 Czerwiec, 2016, 09:22 wysłana przez Estrella Despierta »


Offline gedeon

Odp: Moja historia
« Odpowiedź #6 dnia: 29 Czerwiec, 2016, 09:17 »
Witaj Giwon, to trudna dla Ciebie historia ale na pocieszenie takich poranień z powodu systemu tutaj sporo. Pisz i czuj się tu dobrze.


Offline Czuwający

Odp: Moja historia
« Odpowiedź #7 dnia: 29 Czerwiec, 2016, 10:54 »
Witaj i powodzenia na nowej drodze życia ;D ;D ;D


Offline muminka

Odp: Moja historia
« Odpowiedź #8 dnia: 29 Czerwiec, 2016, 14:37 »
Witaj i wszystkiego dobrego <3
"Żyj według życiorysu, który chciałbyś sobie napisać. Aleksander Kumor "


Offline NiepokornaHadra

  • Pionier specjalny
  • Wiadomości: 1 078
  • Polubień: 2332
  • "Zabierz ze sobą tylko dobre wspomnienia" (GD)
Odp: Moja historia
« Odpowiedź #9 dnia: 29 Czerwiec, 2016, 16:55 »
Niesamowita historia, ciężko jest uwierzyć że po takich przeżyciach się wybudził, a zwłaszcza że nie pozostałeś z żoną w organizacji, bo tak wygodniej. Opuściliście swoją strefę komfortu i to jest cudowne.

Na wiosnę, to tak jak ja.
"Bardziej niż w kwiaty, które więdną, możemy wdać się w chwasty. A te stale rosną i trudno się ich pozbyć" <T.O.P>

"...niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie..." <Immanuel Kant>


Offline parasin

Odp: Moja historia
« Odpowiedź #10 dnia: 29 Czerwiec, 2016, 20:56 »
Dzięki za tą historię. Przez takie sprawozdania coraz bardziej nabieram przekonanie, że ta organizacja niszczy w człowieku wiele naturalnych cech może złych może dobrych i rozwija nienaturalne jednocześnie człowiekowi wydaje się, że właśnie to jest w niej (JW.ORG) piękne.
Tu chociażby masturbacja, jak oni potrafią młodego człowieka tym pochlastać, to się nawet  nie mieści pod kopułą. Też odczuwałem to jako "cierń w ciele" i miałem z tego powodu straszne doły psychiczne.

Boże Jehowo zechciej chronić młodych chłopców i dziewczęta, nie tylko przed pedofilami, ale przed całą swoją świętą organizacją.

P.S. Uwaga po awatarze wykrywam fana rocka progresywnego :D
« Ostatnia zmiana: 29 Czerwiec, 2016, 20:58 wysłana przez parasin »


Offline Giwon

Odp: Moja historia
« Odpowiedź #11 dnia: 30 Czerwiec, 2016, 09:18 »
Dzięki za tą historię. Przez takie sprawozdania coraz bardziej nabieram przekonanie, że ta organizacja niszczy w człowieku wiele naturalnych cech może złych może dobrych i rozwija nienaturalne jednocześnie człowiekowi wydaje się, że właśnie to jest w niej (JW.ORG) piękne.
Tu chociażby masturbacja, jak oni potrafią młodego człowieka tym pochlastać, to się nawet  nie mieści pod kopułą. Też odczuwałem to jako "cierń w ciele" i miałem z tego powodu straszne doły psychiczne.

Boże Jehowo zechciej chronić młodych chłopców i dziewczęta, nie tylko przed pedofilami, ale przed całą swoją świętą organizacją.

P.S. Uwaga po awatarze wykrywam fana rocka progresywnego :D


nie tylko rocka progresywnego ;)

A tak podsumowując, bo chciałem to napisać a w końcu wyleciało. Nie mogę powiedzieć, że organizacja to tylko i wyłącznie zło, choć wiele tego tam zobaczyłem. Przez te 20 lat styczności ze zborem wiele się nauczyłem, wiele zawdzięczam. Pewnych umiejętności nabytych poprzez szkołę teokratyczną, kursy itd nigdzie indziej bym się nie nauczył. Na studiach np nikt nie chciał przedstawiać prezentacji a ja nie chciałem ich robić, więc deal był prosty, grupa przygotowuje mi tekst, a ja go przedstawiam i wszyscy zadowoleni ;) Na tamten czas, to że mama weszła do zboru było dla nas ochroną, gdy w domu były problemy, zbór był pewną przeciwwagą i zapewniał stabilizację. Ale jak ktoś zauważył, własnie osoby z problemami często do zboru przychodzą omamione wizją niestety zafałszowaną. A, że w miarę dorastania i coraz lepszego poznawania jak to naprawdę wygląda i funkcjonuje, zobaczyłem prawdę ale tą gorzką, to już zupełnie inna historia. Cieszę się, że znalazłem się w takim momencie w moim życiu gdzie mogę liczyć na wsparcie, niezależnie od tego jakie podejmuję decyzje. Nie wszyscy posiadają ten luksus, i mam nadzieję, że ta część forumowiczów która balansuje będzie mogła sobie pozwolić na życie w zgodzie ze sobą bez patrzenia na innych, czego życzę z całego serca.

Niesamowita historia, ciężko jest uwierzyć że po takich przeżyciach się wybudził, a zwłaszcza że nie pozostałeś z żoną w organizacji, bo tak wygodniej. Opuściliście swoją strefę komfortu i to jest cudowne.

Na wiosnę, to tak jak ja.


Jeszcze z narzeczoną ;)

Człowiek rodzi się po to, żeby przeżyć życie i to od niego zależy czy go nie przegapi.


Offline Czuwający

Odp: Moja historia
« Odpowiedź #12 dnia: 30 Czerwiec, 2016, 09:30 »
mysle dokładnie podobnie do ciebie, nigdy bym nie powiedział ze są tam same -.  ale jak to powiedział klasyk chodzi o to żeby te + nie przysłoniły wam -


Offline parasin

Odp: Moja historia
« Odpowiedź #13 dnia: 30 Czerwiec, 2016, 10:09 »
I to jest właśnie problem bo i ja wiele pięknych chwil spędziłem w organizacji, gdyby nie ona może wylądowałbym gorzej, to jest dylemat, z którym obecnie próbuję sobie jakoś poradzić jakie stanowisko zająć. Szukam jakiś odpowiedników. Bo jeśli organizacja jest dobra, to nikogo nie powinniśmy do niej zniechęcać, a nawet zachęcać by w niej pozostał.

Nie wiem - przyrównałbym to do miłego częstującego cukierkami pedofila, który dba o gwałcone dziecko, spełnia jego zachcianki, zapewnił mu najlepszą szkołę, ale jednocześnie bierze to co chce, wkręca mu że młody ma najlepsze życie na świecie, pokazuje mu, że inne dzieciaki mają rodziców pijaków i ciągłe awantury w domu i dzieciakowi to właściwie pasuje, bo ten nie zna niczego innego i wydaje mu się, że wszystko jest w porządku, boi się innego życia. Gdy wszystko się wydaje.  Trafia do domu dziecka tam jest zagubiony wyszydzany przez inne dzieciaki. Po latach dochodzi, że było to złe, ale jednocześnie pamięta pewnego rodzaju poczucie bezpieczeństwa i dobre rzeczy np wspólne wycieczki itd. I teraz ten sam dylemat, który ja mam, co ma myśleć o tym człowieku z którym spędził dzieciństwo, czy ma mieć litość dla tego człowieka, czy ma ostrzegać inne dzieciaki przed tym człowiekiem.

Bo to właśnie zrobiła nam organizacja wyssała z nas wszystko co najlepsze jednocześnie przekonując że co złego to nie ona, to zawsze niedoskonali ludzie, to zawsze nasze skłonności i zdradliwe serce, albo czysty przypadek...