Ja nie doświadczyłem takich działań. A kiedy lata temu postanowiłem szukać kandydatki na żonę, z początku szukałem w zborze.
Literatura zalecała, by poznawać partnera, uczestnicząc wspólnie w służbie kaznodziejskiej. Więc umawiałem się do głoszenia z dziewczętami, które wydawały się sympatyczne. Niestety, szybko okazywało się, że ładna buzia nie idzie w parze z inteligencją i ogólnym pomysłem na życie.
10 lat temu pojechaliśmy grupą na teren oddalony - jednodniowy wyjazd. Nadzorca myślał całkiem rozsądnie i przydzielił mnie do pary z młodą siostrą, na marginesie - córką starszego. Spędzone z nią kilka godzin we wspólnej służbie to był prawdziwy dramat. Dziewczyna w ogóle nie była zainteresowana głoszeniem, nie chciało się jej nawet przedstawić prostych wstępów przy drzwiach. W efekcie, przez 90 procent czasu rozmawiałem z ludźmi sam, co w czwartej godzinie było już mocno męczące. Przerwy w konwersacji o Bogu, atrakcyjna wizualnie siostra umilała opowieściami, jak to lubi chodzić na dyskoteki, ale że jej tata wtedy się złości, to ona imprezuje, kiedy on wyjeżdża itp. Żadnych pomysłów na życie, wykształcenie, tylko tyle, że ładna.
W rezultacie przestałem szukać w zborze. Swoją żonę poznałem dwa lata później.