Aktorzy dobrze odegrali swoje role. Dobre było też zakończenie z zakazem transfuzji krwi. Natomiast nie podobała mi się scenka z księżmi. Reżyser mógł to wytonować, a nie przedstawić kapłanów w krzywym zwierciadle i właściwie ich ośmieszając takim zachowaniem
Tusia, ja zauważyłem, że często tak jest iż ludzie podejmujący
inicjatywę np. przeciwko Świadkom mają za sobą jakieś generalne przeżycia
(być może z racji pobytu w ORG), które nastawiają ich w ogóle przeciwko religii.
Tutaj na forum również czasem zauważam wypowiedzi niektórych ex Świadków,
którzy po swoim rozczarowaniu i uświadomieniu sobie, że zostali
oszukani i wykorzystani, a potem nawet odrzuceni i zniszczeni,
idą całkiem, lub nieco, w stronę ateizmu.
Mi przykro jest, kiedy to widzę. Ale zdaję sobie sprawę,
że akurat ja reprezentuję tutaj takich, którym rozczarowanie i gorycz
- przeżyte z racji poczucia oszukania przez Towarzystwo Strażnica -
nie odebrały wiary w Boga oraz chęci poszukiwania go.
Staram się więc rozumieć tamte osoby. Może nie chciałbym przez to
specjalnie tu ewangelizować na siłę, ale przychodzi mi do głowy
taka scenka, gdy Natanael na wieść o Chrystusie wyraził się z początku krytycznie:
"czy z Nazaretu może wyjść co dobrego?", a jednak Pan wychodząc mu naprzeciw,
pochwalił go a nie zganił. Ludzie mają prawo do goryczy.
Kiedyś miałem w sobie wiele duchowej pychy, chociaż wtedy będąc "głosicielem
dobrej nowiny" zupełnie nie zdawałem sobie z tego sprawy.
Kiedy widziałem księdza, zaraz dostawałem impuls wewnętrzny, żeby
mu otworzyć Biblię i pokazać, jak bardzo on jest w błędzie, a może
nawet, że jest kłamcą, największym odstępcą. Ot, takie programowanie WTS.
Czasem takie rozmowy nie były pozbawione dużych emocji
- dzisiaj wspominam je ze wstydem. Dzieliła nas tylko doktryna,
przez którą zapominałem,
że nie wszystko jest czarne i białe, że są sprawy skomplikowane
a przede wszystkim, że człowiek z którym rozmawiam może być,
mimo innych wierzeń, bardziej wartościowy, niż ja z tym całym arsenałem swojej "Prawdy".
Smutne to.
Gdyby WTS uczył prawdziwej chrześcijańskiej miłości i uniżenia,
to po prostu funkcjonowalibyśmy na swoich płaszczyznach, nie wchodząc nikomu w paradę
nikogo nie przedstawiając jako gorszego z racji swoich wierzeń, nie było by
rywalizacji religijnej. Szanowalibyśmy odmienne zdania i nikogo z tego powodu
nie obrażali. Jedni prowadziliby przede wszystkim działalność dobroczynną, inni
przede wszystkim głosili, jeszcze inny coś innego. Świadkowie uważają,
że są prześladowani przez duchowieństwo, a jako długoletni SJ powiem, że
według mnie prawda jest taka, że to oni przez swoją nachalność i atakowanie duchowieństwa
prowokowali takie dysonanse. Literatura SJ w białych rękawiczkach uprawa mowę nienawiści
przeciwko zorganizowanemu chrześcijaństwu. Brzydzi mnie to aż do wymiotów prawie!
CK zostanie z tego rozliczone, za wszelkie swoje jawne manipulacje, rozbijanie rodzin
i osądzanie innych chrześcijan. Amen, oby to nastąpiło jak najszybciej.
Ale Kler ma również wiele grzechów.
Natomiast poszczególne jednostki tak w jednej, jak i w drugiej
grupie - to już całkiem inny temat.
Zauważyłem, że kłótnie o doktryny, kto ma rację, do niczego nie prowadzą.
Być może się nie zgodzisz ze mną, ale ja uważam, że takie rzeczy jak np. celibat,
który nie jest rzeczą dobrowolną, jeśli ktoś chciałby być duchownym w Kościele Katolickim
nie jest nauką apostolską. Tylko co z tego??
Poznałem niejednego wspaniałego księdza - duszpasterza, poznałem niejednego
wspaniałego Świadka Jehowy. W obu grupach spotkałem także ludzi, którzy
swoim zachowaniem sprawiali nieodparte wrażenie, że są typowymi mendami
i raczej poza czubkiem własnego nosa i odbierania własnej chwały nie interesuje ich
prawdziwa wrażliwość i miłość do bliźniego.
Nie ja jednak będę ich sędzią.
Kiedy pozbyłem się WTS-owskiej pychy, zauważyłem, że tak czy owak,
póki co wszyscy w jakiś sposób błądzimy, jedynie często łączy nas
wiara w Chrystusa (mówię oczywiście o tych którzy wierzą).
Teraz, dopóki kiedyś wszystko się nie wyjaśni, z przyjemnością potrafię
porozmawiać np. z księdzem, bo mam zupełnie inne nastawienie
do takich rozmów. Może to głupie, ale jestem z tego dumny
i za to wdzięczny (no na pewno nie WTS-owi
).
Ostatnio rozmawiałem z Franciszkaninem,
czy kiedyś wszyscy podamy sobie rękę i w końcu dojdziemy do
prawdziwej jedności.To była wspaniała rozmowa, ja opowiedziałem
mu swoją historię, rozstaliśmy się w miłej atmosferze i utwierdzeniu,
że warto szukać tego co nas łączy i być otwartym na drugiego człowieka.
A jeszcze z dwa lata temu, to traktowałbym go jako duchowego wroga i zaraz
prowadziłbym szermierkę na temat bzdur spreparowanych przez Rutheforda,
że Jezus umarł na palu a nie krzyżu, itp.itd itp itd..
Jak się czasem KK oberwie, nic szczególnego się nie dzieje.
Sam wiesz (jak widzę z Twoich postów), że jeśli ten prawdziwy
Kościół Chrystusowy istnieje, to on się ostoi. Ja nie wierzę, żeby tworzyła go
jakakolwiek instytucja, tylko poszczególne osoby.
Ale to moje zrozumienie. Tak czy owak, spektakl
raczej z tego co napisałeś obnażył parę niedorzecznych
zachowań grupy religijnej, która uważa się za jedyną społeczność
uznaną przez Boga, a w imię tego przekonania jest gotowa
boleśnie ingerować w życie innych.