Męczeństwo chrześcijan w Pakistanie
autor: Grzegorz Kucharczyk
Dwa procent ze 160 milionów Pakistańczyków to chrześcijanie (z tego mniej niż połowa to katolicy). Pierwsze gminy chrześcijańskie powstały nad Indusem już w I wieku po Chrystusie – niemal 600 lat przed przybyciem (na skutek zbrojnej inwazji) na te ziemie muzułmanów. Obecnie – podobnie jak w znakomitej większości krajów muzułmańskich – chrześcijanie są tam nie tylko obywatelami drugiej kategorii, ale także mniejszością celowo utrzymywaną przez rząd i władze lokalne w stanie społecznego i materialnego upośledzenia.
W 1972 r. rząd pakistański znacjonalizował wszystkie instytucje edukacyjne prowadzone przez chrześcijańskie Kościoły. Nacjonalizacja ta oznaczała jednocześnie islamizację. Chociaż po 20 latach sąd najwyższy orzekł, że procedura ta została przeprowadzona niezgodnie z konstytucją, rząd niewiele robi, by instytucje te wróciły do swoich prawowitych właścicieli. Gdy jednak (w sporadycznych przypadkach) tak rzeczywiście się stanie, wówczas do działania przystępują islamscy bojówkarze, zawsze chętnie walczący z „niewiernymi”.
Przykładem tego jest fakt, że w lipcu 2003 r. sześciu „nieznanych sprawców” zamordowało w miejscowości Okara (prowincja Pendżab) katolickiego księdza (podczas snu w jego własnym domu) George’a Ibrahima. Arcybiskup Lahore Lawrence Saldanha nie miał wątpliwości, że zbrodnia ta była zemstą islamistów na Kościele za to, że władze oddały mu rok wcześniej skonfiskowaną w 1972 r. szkołę parafialną.
Chrześcijanin znaczy „bangi”
O katastrofalnych skutkach polityki obliczonej na faktyczne utrudnianie chrześcijanom dostępu do edukacji mówią statystyki. Na początku XXI wieku 96% kobiet i 92% mężczyzn z chrześcijańskiej wspólnoty w Pakistanie stanowią analfabeci. Z kolei setki islamskich szkół religijnych, z których duży odsetek to wylęgarnia islamskiego ekstremizmu i bazy rekrutacyjne dla talibów (Afganistan bezpośrednio sąsiaduje z Pakistanem) oraz al Kaidy, cieszy się finansowym wsparciem rządu. Pośrednio zaś dokładają do tego chrześcijanie, skoro Pakistan, jako „ważny sojusznik”, może liczyć na roczną pomoc w wysokości 3 miliardów dolarów z budżetu USA, który zasilany jest przez amerykańskich podatników – w większości przecież chrześcijan.
Pakistańscy chrześcijanie stoją na samym dole drabiny społecznej. Należą do najbiedniejszych warstw społecznych i wykonują najcięższe, najgorzej płatne prace (tworzy się tu zamknięte koło: rząd argumentuje, że tak się dzieje, bo chrześcijanie nie są wystarczająco wyedukowani, ale sam nic nie robi, by ten poziom edukacji u swoich chrześcijańskich obywateli poprawić lub przynajmniej umożliwić im nieskrępowane prowadzenie własnej działalności edukacyjnej). W Lahore chrześcijan nazywa się wymiennie „bangi” – „czyściciele toalet”.
Do nędznej płacy (rzadko przekraczającej dwa dolary dziennie) dochodzi prześladowanie ze strony pracodawców z powodu religii wyznawanej przez chrześcijańskiego pracownika. Na przykład w 2005 r. Christian Broadcasting Network opisało historię Shaukaty Masiha – chrześcijańskiego robotnika pracującego w cegielni. Jej właściciel zagroził mu pobiciem, jeśli będzie kontynuował świętowanie niedzieli przez uczęszczanie na nabożeństwa i nieprzychodzenie do pracy. Shaukata nie ugiął się. Amerykańskim dziennikarzom powiedział: „Nikt nie jest większy od Boga. Mój szef jest tylko właścicielem cegielni, a Bóg jest właścicielem mojego życia. Dlatego się nie boję . Pewnej niedzieli, na polecenie właściciela, trzech pracowników pobiło kastetami Shaukatę. Za świętowanie niedzieli...
Dwunastoletni Shazad nie przeżył tortur, którym był poddawany przez muzułmańskiego właściciela wytwórni dywanów, w której pracował. Za to, że był chrześcijaninem, właściciel zakładu bił go metalowym grzebieniem do tkania dywanów. Morderca nigdy nie trafił do więzienia (zresztą w myśl prawa koranicznego – szariatu – jedyną sankcją dla muzułmanina za zabicie chrześcijanina jest obowiązek zapłaty diyatu – „krwawych pieniędzy”, gdy zaś chrześcijanin zabije muzułmanina, karą za to jest śmierć).
Paragraf śmierci
Innego instrumentu do szykanowania pakistańskich chrześcijan dostarcza islamistom osławiony „paragraf o zniesławieniu”, obecny od 1986 r. w pakistańskim kodeksie karnym. Przewiduje on karę dożywocia i karę śmierci za „zniesławianie i znieważanie Koranu”. Zapis ten dostarcza pretekstu do prześladowania chrześcijan na salach sądowych i poza nimi. Najczęściej bowiem ewangelizowanie i głoszenie Chrystusa jako jedynego Zbawiciela jest kwalifikowane jako „znieważanie Koranu” – świętej księgi objawionej Mahometowi przez Allaha.
Na początku lat 90. Iqbal Tahir, muzułmanin nawrócony na chrześcijaństwo, został skazany przez sąd w Lahore na karę śmierci za „bluźnierstwa po adresem Koranu”. Iqbal ewangelizował, wskazując, że Koran nie może być traktowany jako księga objawiona przez Boga. Zaoferowano mu zwolnienie z więzienia, gdyby porzucił chrześcijaństwo i ponownie stał się muzułmaninem. Odmówił, a parę dni później został zamordowany w więzieniu przez strażników i swoich współwięźniów.
W 1993 r. imam (muzułmański duchowny) z meczetu w Ratta Dhotran (prowincja Pendżab) zarzucił trzem chrześcijanom – Rehmatowi, Manzoorowi oraz Salamatowi Masihom – malowanie na ścianach meczetu bluźnierczych wobec Koranu i Mahometa napisów. Mimo że 13-letni Salamat był analfabetą (podobnie zresztą jak inny oskarżony, Manzoor), został w lutym 1995 r., wraz z Rehmatem Masihem, skazany na karę śmierci. W kwietniu 1994 r., po przesłuchaniu w sądzie w Lahore, Manzoor zginął od kuli islamskiego zamachowca, dwaj inni współoskarżeni zostali ranni. Gdy 22 lutego 1995 r. sędzia uniewinnił pozostałych przy życiu oskarżonych chrześcijan, tłum zgromadzony przed budynkiem sądu głośno domagał się śmierci nie tylko dla „niewiernych”, ale także ich adwokatów (uniewinnieni musieli opuścić Pakistan i szukać azylu w Niemczech z obawy o swoje życie).
O tym, że występowanie w obronie chrześcijan nie jest bezpiecznym zajęciem, przekonuje wydarzenie, które miało miejsce w 1997 r., kiedy to jeden z sędziów pakistańskiego sądu najwyższego został zamordowany przez islamistów za uniewinnienie dwóch chrześcijan oskarżonych z „paragrafu o bluźnierstwo”. Od tego czasu mało który adwokat (czy też sędzia) chce występować w sprawach, w których na ławie oskarżonych o „bluźnierstwo” zasiadają chrześcijanie.
Zhańbić i zabić
Szczególnie odrażającą formą (Pakistan nie jest tutaj wyjątkiem, gdy chodzi o kraje muzułmańskie) walki z chrześcijanami jest plaga gwałtów na chrześcijankach. W myśl pakistańskiego prawa jeśli kobieta (np. chrześcijanka) chce dochodzić przed sądem sprawiedliwości po zgwałceniu, musi jako świadków przestępstwa przedstawić czterech mężczyzn, oczywiście muzułmanów (świadectwo chrześcijanina lub innej kobiety, nawet muzułmanki, traktowane jest jako nieważne). Jeżeli chrześcijanka nie przedstawi tych świadków, wówczas nie tylko nie wszczyna się postępowania przeciwko gwałcicielowi, ale sama poszkodowana może zostać oskarżona o... rozpustę.
Nic dziwnego więc, że sprawy o gwałty na chrześcijankach nie trafiają na wokandy pakistańskich sądów. A jest to rzeczywiście plaga. W ciągu ostatnich paru lat odnotowano przynajmniej kilkadziesiąt takich spraw, kiedy to gwałt służy często także jako metoda nawracania na islam (często, gdy ofiara nie chce dokonać konwersji, jej twarz jest oblewana żrącym kwasem). Tak właśnie stało się w przypadku 17-letniej Surryi Bibi, chrześcijanki z Rawalpindi, porwanej i zgwałconej w marcu 1996 r. przez muzułmanina (Abida Hussaina). Dziewczynę zmuszono do przyjęcia islamu i poślubienia gwałciciela. Policja odmówiła wszczęcia dochodzenia, czego domagali się rodzice dziewczyny, twierdząc, że skoro Surryia przyjęła islam, policja nie jest w stanie nic zrobić.
Przemoc dotyka całe wspólnoty i rodziny chrześcijańskie. W lutym 1997 r. muzułmańscy bojówkarze zniszczyli 800 chrześcijańskich domostw i 13 kościołów katolickich w 15-tysięcznej miejscowości Shantinagar. Wydarzenie to skłoniło Jana Pawła II do wysłania osobistego listu z protestem do pakistańskiego rządu.
W listopadzie 1998 r. „nieznani sprawcy” zamordowali 9-osobową chrześcijańską rodzinę w miejscowości Nowshera (nieopodal granicy z Afganistanem). Mordercy pozostawili na ścianach napis-uzasadnienie: „Dość już tej czarnej magii”.
Siedem lat później, w listopadzie 2005 r., setki muzułmanów w miejscowości Sangla Hill koło Lahore spaliło znajdujący się tam katolicki kościół i dwa protestanckie zbory. W wyniku tego napadu ok. 450 tamtejszych rodzin chrześcijańskich zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów.
To ostatnie wydarzenie związane jest z nasilającą się falą przemocy przeciwko chrześcijanom w Pakistanie, którą można wyraźnie dostrzec po 11 września 2001 r., a zwłaszcza po podjętych przez Amerykanów środkach odwetowych wymierzonych w rządzących Afganistanem talibów. Talibowie od lat znajdowali schronienie i mocne wsparcie w licznych (i ciągle rosnących w siłę) w Pakistanie islamskich grupach fundamentalistycznych. Upadek islamskiego rządu w Afganistanie (w wyniku zbrojnej akcji USA) był dla pakistańskich islamistów sygnałem do wzmożonych ataków na chrześcijan w Pakistanie. Ten sygnał uległ radykalnemu wzmocnieniu po rozpoczęciu przez Amerykanów i ich sojuszników w 2003 r. inwazji na Irak. Sposób rozumowania pakistańskich islamistów jest prosty (i kompletnie niezgodny z prawdą): „krzyżowcy z Zachodu” atakują muzułmanów, a naturalnymi sojusznikami „krzyżowców” są chrześcijanie (także ci żyjący w Pakistanie), należy więc atakować chrześcijan. Islamiści abstrahują jedynie od dwóch faktów. Po pierwsze trudno określać obecną kondycję duchową Zachodu jako przepojoną duchem chrześcijańskim (nie mówiąc już o tym, że daleko mu do zapału wiary krzyżowców średniowiecznych, takich jak np. św. Ludwik). Po drugie wspólnoty chrześcijańskie w Pakistanie od początku wskazywały, że wojna nie jest najlepszą metodą walki z terroryzmem.
Te zapewnienia nic nie pomogły. Chodziło tylko o pretekst do przemocy. W niedzielę 28 października 2001 r. czterech islamistów wtargnęło do katolickiego kościoła św. Dominika w Bahawalpurze. Napastnicy szczelnie zamknęli drzwi i wznosząc okrzyki: „Pakistan i Afganistan!”, „groby chrześcijan!”, „Allah jest wielki!”, otworzyli ogień z karabinów maszynowych do zebranych w kościele wiernych. Najpierw został zastrzelony ks. Emanuel Masih. Oprócz niego zginęło 15 osób – w tym dzieci (w ataku zginęła m.in. cała siedmioosobowa rodzina: rodzice i ich pięcioro dzieci; najmłodsze miało zaledwie roczek).
Masakra w Bahawalpurze była niestety tylko początkiem kolejnej fali przemocy wymierzonej w wyznawców Chrystusa. 29 września 2002 r. dwóch zamaskowanych osobników otworzyło ogień do pracowników i ludzi szukających wsparcia w chrześcijańskiej instytucji dobroczynnej w Karaczi. Zginęło siedmiu chrześcijan. Ponadto w święto Bożego Narodzenia 2002 r. (25 XII) zginęło trzech chrześcijan, a 17 zostało rannych, gdy zamaskowani terroryści wrzucili granaty do prezbiteriańskiego kościoła w prowincji Pendżab.
Przerażającą historię opowiedziała 9-letnia Razia Masih, która pracowała dla muzułmańskiej rodziny w mieście Fajsalabad koło Lahore. W dniu, w którym rozpoczęła się amerykańska inwazja na Irak (rok 2003), dziewczynka została wezwana do pokoju, w którym cała zatrudniająca ją rodzina oglądała przekaz telewizyjny z wojny irackiej. Tam jej oświadczono: „Jesteś chrześcijanką, dlatego za mordowanie dzieci irackich zemścimy się na tobie”. Razia została pobita (złamano jej prawą rękę), torturowana (m.in. przypalana żelazkiem) i zgwałcona. Sprawcy nie tylko nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności (stała praktyka pakistańskiego sądownictwa w tego typu przypadkach napaści na chrześcijańskich obywateli), ale rodzina dziewczyny musiała uciekać ze swojego domu, by ratować życie.
Pakistańscy chrześcijanie muszą ciężko płacić również za to, co część ogłupiałych dziennikarzy na Zachodzie nazywa wolnością słowa, która kazała im opublikować karykatury proroka Mahometa. 13 lutego 2006 r. muzułmańscy demonstranci w Peszawarze, protestujący przeciw tym publikacjom, zdemolowali prowadzoną tam przez chrześcijan szkołę (Edward College), by dwa dni później napaść na kolejne (katolickie) szkoły oraz prowadzony przez Kościół katolicki szpital. 2 lutego 2006 r. grupa uzbrojonych islamistów (mężczyzn i kobiet) wtargnęła do katolickiego kościoła w Kawanlit, niszcząc ołtarz i naczynia liturgiczne.
W maju 2001 r. papież Jan Paweł II, przyjmując na audiencji pakistańskich biskupów przybyłych do Rzymu z wizytą ad limina, powiedział: „Wielu katolików w Pakistanie znosi cierpienia za swoją wierność dla Chrystusa”. Ale pomimo tych cierpień (których drobną część wspomnieliśmy w tym tekście), Kościół i chrześcijanie niekatolicy trwają w Pakistanie. Co roku tysiące katolików – mimo realnej groźby ataków – pielgrzymuje do maryjnego sanktuarium w miejscowości Mariambad (koło Lahore). Są też tacy wyznawcy jak Parveen Bibi, wdowa po zamordowanym przez islamistów pastorze, który poniósł śmierć, bo nie posłuchał ich wezwań, by przestać głosić niedzielne kazania przez głośniki zamontowane na zewnątrz kościoła. Wdowa w dużej części przejęła obowiązki swego męża. „Nie zaprzestaniemy używać głośników, chociaż z tego powodu nasze życie może być w niebezpieczeństwie. Wielu muzułmanów przyszło do Pana Jezusa. Wiele razy mój mąż powtarzał, że ciało można zabić, ale nie duszę. Bez względu na to, co się stanie – nie zaprzestaniemy głosić Słowa” – powiedziała Parveen Bibi.