To ja sie wyłamie. Mój maz jest katolikiem, ja byłam wychowana w organizacji. Jesteśmy razem 9 lat. Nie ma u nas kłótni na tle religijnym, ponieważ szanujemy własne poglądy i zawsze tak było. W tej chwili od 3 lat jestem poza organizacja, ale i tak przez 6 lat naszego związku w niej tkwiłam.
Udało nam sie stworzyć silna wiez dlatego, ze żadne z nas nie było fanatyczne i oboje potrafimy iść na kompromis. W takim przypadku jak nasz uważam, ze można mieć dobre małżeństwo mieszane.
Czym to sie objawiało? Ja chodziłam na zebrania cały czas, on do Kościoła od święta (i wydarzeń; msza za dziadka, rocznica ślubu kogoś z rodziny itp. Święta spędzaliśmy razem - on szedł ze mną na pamiątkę, ja szlam na wigilie - nie przyjmowałam opłatka, traktowałam to jak spotkanie rodzinne; na Pasterkę maz szedł z rodzina,ja już kładłam sie spać. Na Wielkanoc jak wszyscy szli do kościoła, to ja byłam ta, ktora zostaje z dziećmi (a to kuzynki a to szwagierki, poszczęściło sie, bo były małe, wiec zawsze wymówka była). Umówiliśmy sie na ślub cywilny i tak tez było. Można wziąć w kościele ślub jednostronny, ale żeby moich rodziców nie przyprawiać o zawał całkowity, zdecydowaliśmy sie na usc. Jak przychodzi ksiądz po kolędzie to mnie nie ma w domu. Teraz nie jestem już sj, ale określam sie jako cos w rodzaju niewierzącej, nie przynależę do żadnej społeczności religijnej. Maz jest dalej katolikiem. Kiedy planowaliśmy wspólne życie, rozmawialiśmy o dzieciach. Rozważaliśmy za i przeciw i choć jestem przeciwna by indoktrynować dzieci, zgodzę sie na chrzciny i komunie, pod warunkiem, ze on wszystko sam ogarnie a ja bede grzecznie czekać z poczęstunkiem na gości w domu. Ma to byc duchowe przeżycie dla niego i bez pompy ( typu quad na komunie). Ale jak dziecko przyjdzie kiedyś po zwolnienie z religi to mu je wypisze bez wyrzutów sumienia. Z seksem tez wcześniej czekaliśmy (No dobra, nie do ślubu, ale naprawdę długo) z powodów mojej wiary. Na początku naszej drogi próbowaliśmy sie wzajemnie przekonywać do religii i dzięki temu oboje otworzyliśmy oczy na pewne aspekty.
Podsumowując jesteśmy ludźmi, którzy cenią sobie uniwersalne wartości jak miłość, uczciwość, szacunek itp, i na tym tworzymy rodzine. Różnice nauczyły nas rozmawiać ze sobą, poza tym ja przyniosłam ze soba więcej wartościowych biblijnych rad (typu niech słońce nie zachodzi nad wasza złością czy jakoś tak) a on nauczył mnie wartości rodzinnych, dzięki niemu mam dużo lepsze( i w ogóle mam) więzi z rodzina, ktora nigdy sj nie była.
Czyli da sie. Trzeba bardzo chcieć.