Wracając do tematu "mieszanych małżeństw",
mam pytanie jaka była reakcja w Waszym zborze, albo konkretnie do Waszej osoby w przypadku, gdy zawarliście małżeństwo jako świadek Jehowy z osobą z poza organizacji czyli tzw, ze"świata". Czy byliście naznaczeni, czy uważano Was za niewłaściwe towarzystwo? Czy odbierano taką decyzję jako gorszenie innych? Czy jest tu ktoś z takim przypadkiem?
Pytam, bo lata temu, w czasach mojej młodości poznałam dwóch młodych mężczyzn- brata w wierze i osobę ze "świata". Jakkolwiek nic nie miałam do tego brata, to jednak nie "zaiskrzyło" i nie zwodząc Go powiedziałam, że nie jestem Nim zainteresowana jako przyszłym mężem.
Natomiast ten ze "świata" miał charakter Bożego człowieka, ale też swój rozum i wtedy nie zgadzał się ze wszystkim co mówi organizacja. Prowokował ze mną burzliwe dyskusje religijne, rajcowało Go jak się denerwowałam, aż zobaczył moje "złowrogie" iskierki w oczach, wtedy odpuścił.
ale też i nasze relacje trochę się zmieniły. Znaliśmy się dwa lata, po czym ku zdziwieniu innych wzięliśmy ślub.
Dlaczego o tym piszę.
Otóż na początku naszej znajomości powiedziano mi, że jak wyjdę za Niego, za "światusa" to nikt ze zboru nie przyjdzie na mój ślub, a to było dla mnie nie do pomyślenia. Byłam szantażowana. Zatem mój narzeczony ( po roku wiedziałam, że chcemy być razem) widząc i wiedząc co jest grane, zaczął studiować Biblię ze świadkami nawet w innym zborze niż ja, bo mieszkał w innej dzielnicy. Wszyscy Go polubili, zapraszali do siebie, miał tzw. "wzięcie". Nie mając przekonania do końca postanowił się ochrzcić, bo Mu wmawiano, że po chrzcie to zrozumie lepiej prawdę. Jest chrzest na kongresie i po chrzcie wręczamy wszystkim naszym znajomym zaproszenie na ślub. Konsternacja. Wiadomo, że ślub załatwia się kilka miesięcy wcześniej. Przez zbór czekaliśmy dwa lata, aby było zgodne z wytycznymi organizacji i nie chcieliśmy czekać ani trochę dłużej.
Gdy patrzę na to z perspektywy czasu, żałuję że nie miałam wtedy odwagi iść swoją drogą, tylko liczyłam się z opinią innych. Tak bardzo mi zależało aby było jak najwięcej obecnych braci, bo wśród Nich miałam tylko towarzyskie kontakty.
To co nam zabiera organizacja, to osobistą godność, prawo decydowania o swoim życiu.
Niejeden człowiek z tzw. "świata" może być lepszym kandydatem na współmałżonka, niż Ci "bogobojni" ale tylko w oczach ludzi.