Ale tą wściekłość na ŚJ wywołał sam Rutherford wyzywając Hitlera choćby takimi słowami:
„W imieniu Jehowy Boga (...) żądam (...), by Pan wszystkim władzom i urzędnikom swego rządu dał rozkaz, ażeby świadkowie Jehowy (...) spokojnie mogli się zgromadzać (...)
Na ostateczny termin spełnienia tego żądania Rutherford wyznaczył dzień 24 marca 1934 roku” (Przebudźcie się! Nr 9, 1995 s. 7).
Inni ŚJ, telegraficznie straszyli Hitlera Jehową:
„Zaniechajcie prześladowania świadków Jehowy, bo w przeciwnym razie Bóg zniszczy Was razem z Waszą nacjonalistyczną partią” (jw. s. 8 ).
Bez jego takich słów zapewne nie byliby aż tak prześladowani.
Nie takimi słowami rozmawia się z urzędnikami.
Straszenie Jehową?
Straszenie zniszczenia imperium?
Przecież Hitler furii dostawał, że jakiś Amerykanin mu podskakuje.
Współczuje tym ŚJ i wiem że przeżyli piekło ale mogło być ono i lżejsze.
Nie umierali za Jehowę ale za słowa Rutherforda.