BYLI... OBECNI... > DZIECIŃSTWO I DORASTANIE WŚRÓD ŚJ...

Rodzice vs Dzieci, które opuściły Organizację ŚJ

(1/17) > >>

KAZ:
Do założenie tego tematu skłoniła mnie ostatecznie nie dawno przeprowadzona rozmowa, dotycząca relacji pomiędzy byłymi Świadkami Jehowy, którzy odeszli od Organizacji a ich Rodzicami pozostającymi w niej nadal. Ponadto znane świadectwa, doświadczenia w relacjach pomiędzy dziećmi i rodzicami w takich sytuacjach oraz nade wszytko rola w tym Organizacji Świadków Jehowy.  Temat wszakże przykry, bolesny i trudny do omawiania na łamach forum oraz codziennym życiu, bowiem wiele osób tak dzieci jak i rodziców cierpi z powodu wzajemnego odrzucenia czy nawet samego oziębienia kontaktów, inni pozostają w Organizacji bojąc się utraty tych relacji.

Odrzucenie, czy piętnowanie dzieci przez rodziców z jakim się spotykają, owoc tej niby miłości rodzicielskiej jest moim zdaniem nie tylko przyczyną źle pojmowanej religii, nauczania jak i psychomanipulacji np. sekty, ale także pewnych uwarunkowań w potencjale uczuć samych rodziców.  Uważam, że wielu ludzi będących już poza organizacją stoi przed trudną prawdą znaną światu, że rodzice mogą kochać i miłować swoje dzieci w większym bądź mniejszym stopniu. Moim zdaniem jest to kolejna prawda, przed którą jedni mogą uciekać, ignorować lub nie zdawać sobie z tego sprawy, tłumacząc wszytko to działaniem sekty. Kolejni stosować metodę wyparcia jak nie którzy Świadkowie w Organizacji.

Faktem bezspornym jest, iż Organizacja stara się izolować dzieci od rodziców chroniąc zbór za wszelka cenę. Ale czy może być też tak, iż owa miłość do własnych dzieci jest na tyle niedoskonała, nie pełna, słaba, że dopiero w sekcie jest to uzewnętrznione jako owoc lub pole do działania psychomanipulacji ? Poddaje się temu bez walki ? Tym samym braki w niej stają się dopiero widoczne gdy zostaje ona poddana próbie ? Czy może jest tak, że w nielicznych przypadkach nigdy nie układało się z rodzicami, nie czuliśmy ich ciepła i miłości a winimy za to w całości sektę zrzucając na nią wszelkie ludzkie niepowodzenia na tej płaszczyźnie ?

Czy idąc dalej tym tokiem myślenia może się zdarzyć tak, iż ktoś wszystkie nie najlepsze stosunki z rodzicami usprawiedliwia działaniem sekty sam przy tym pozostając w cieniu, nie zbudowawszy tych relacji na prawdziwej miłości ? Czy uświadomienie sobie tego faktu może coś zmienić ?

Jakie jest wasze zdaniem w tej kwestii ?


M:
 Moje zdanie w tej sprawie już znasz, ale napiszę dla innych.  Żeby dobrze zrozumieć problem odrzucania, trzeba najpierw poznać skalę tego zjawiska. A skala jest przerażająca. Zdecydowana większość świadków Jehowy odrzuca swoich krewnych którzy zdecydowali się opuścić tę organizację. Przypadki osób, które nie spełniają tego wymagania są wyjątkowo nieliczne, gdyż takie postępowanie kreuje się w organizacji jako nie lojalne, zarówno wobec ludzi, jak i wobec Boga. Mało tego, tym ludziom wmawia się, że to właśnie poprzez odrzucenie okazują swoim krewnym miłość, gdyż wtedy mogą pobudzić ich do tego, by wrócili do organizacji gdy zatęsknią za relacjami z krewnymi. Jest to psychomanipulacja w najgorszym  możliwym, obrzydliwym wydaniu. 

Owszem, może się zdarzyć, że ktoś obecny w takiej sekcie i odrzucający swojego krewnego ze względu na jego poglądy, tak naprawdę nigdy nie darzył go normalną, prawdziwą miłością. Zapewne takie przypadki się zdarzają, ale nie uważam, by były one częste. Natomiast skupianie się właśnie na nich moim zdaniem rozwadnia prawdziwy problem, którym jest sekta, która spływa na umysły i uczucia ludzi, którzy w innym przypadku zachowywali by się zupełnie inaczej.

 Każdy z nas z osobna zna swoich krewnych, i do pewnego stopnia potrafi stwierdzić, czy to jak traktują nas po odrzuceniu nauk organizacji to wynik psychomanipulacji w sekcie, czy naturalnych uwarunkowań. Ja osobiście zawsze powtarzam osobom które zostały odrzucone przez rodzinę, że to nie jest ani ich wina, ani wina ich krewnych. Winna jest sekta i to z nią należy walczyć, walcząc jednocześnie, o ile to możliwe, o odzyskanie więzów rodzinnych.

KAZ:
Zdecydowanie wartościowa wypowiedź. Dziękuję.

Jednak uważanie, że to nie ich wina jest także przeniesieniem pewnej odpowiedzialności na Organizację. Tak jak już pisałem gdyby jakaś sekta kazała zabić w imię wiary to wykonawcą tego czynu jest Człowiek a nie Organizacja. Natomiast podjudzenie do takowego czynu, manipulacja jest traktowane zdecydowanie inaczej. Chcę przez to powiedzieć, iż zdecydowana cześć odpowiedzialności za relację spada na Rodziców bez względu na fakt mieszania im głowach. Ale to moje zdanie też już znasz i także chciałem się nim podzielić przez wzgląd na innych.

Biblia podobnie generalnie uczy, iż stając przed Bogiem nie można się obronić słowami: Tak mi kazali, czy tak mnie uczyli. Po to ma człowiek własny rozum aby dokonywał wyborów komu jestem posłuszny i komu daję wiarę. Niestety zbyt słabe więzi rodzinne a także z dziećmi temu nie pomagają.

nowa:
Nie mam osobistych doświadczeń w tym względzie, ale bardzo podoba mi się to, co napisał M. Sekta ponosi odpowiedzialność, na tym polega manipulacja. "Pranie mózgu" jest procesem długotrwałym, człowiek nie jest świadomy, że mu podlega. Kiedy zaczyna się przebudzenie, dopiero wtedy otwierają się oczy. Następuje to często po jakiejś traumie, szoku. „Wybudzaczem” może być artykuł w gazecie, taki jak np. w GW, albo – niestety - wielka tragedia (np. śmierć kogoś bliskiego po nieotrzymaniu transfuzji).
To wszystko to oczywiście tylko moje dywagacje. Nie jestem psychologiem…
Rozmawiałam ostatnio „w realu” z ex ŚJ i wiem, jak bardzo boli odrzucenie. Wyobrażam sobie, że wielu przebudzonych ludzi woli pozostać w organizacji, żeby tego nie doświadczać. Rozumiem to i nie osądzam. Myślę, że zerwanie kontaktów często łączy się z fanatyzmem, tzn. osobom fanatycznie podległym organizacji szybciej i łatwiej przychodzą takie zachowania w imię „wyższych celów”.

Randori:
Temat mnie osobiście poruszył. Sam się łapię jeszcze na świadkowym myśleniu - "to nie dla mnie", "on/ona się nie zgodzi". Odrzucenie zachodzi tutaj w 2-ie strony. Przez to, że wychodząc z organizacji doświadczamy odrzucenia przez bliskie osoby, sami nieraz takim nastawieniem generujemy sytuacje, w których zachowujemy się wobec innych jak osoby będące odrzucone (czy to z organizacji czy z poza). Tak wynika przynajmniej z moich obserwacji. Jeśli wyszedłeś niedawno z organizacji zaobserwuj swoje emocje w momencie kiedy widzisz lub spotykasz Świadka Jehowy. Co czujesz? Jakie masz do niego nastawienie? Czy przypadkiem z góry nie zakładasz, że nie będzie chciał z Tobą rozmawiać?

W kontaktach z normalnymi ludźmi (światusami wg. ŚJ), stare myślenie niestety też się uwidacznia, kiedy człowiek otrzymuje zaproszenie do wspólnej zabawy, spędzenia razem czasu, wyjazdu na wycieczkę, wyjścia na piwo - "a czy mogę?", "czy to dobre towarzystwo?". Jasny gwint! - kto normalny się nad tym zastanawia?


--- Cytat: M w 08 Wrzesień, 2015, 16:28 ---... Winna jest sekta i to z nią należy walczyć, walcząc jednocześnie, o ile to możliwe, o odzyskanie więzów rodzinnych.

--- Koniec cytatu ---

M -> Zgadzam się z Tobą, jednak nie wiem co miałeś na myśli pod pojęciem 'walczyć'. Mogę się mylić, ale moim zdaniem to jedna z najtrudniejszych kwestii - jak obnażyć sekciarskie mechanizmy, bez przypięcia sobie etykietki zaciekłego przeciwnika ukochanej  religii ŚJ...

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej