~~
- Stefan, czy nasz obfity pokarm duchowy nie wydaje ci się jakby mniej obfity ostatnio? - zapytała Jadwinia, dorzucając skwarki do zalewajki i kręcąc młynka chochlą w garze.
- Pamiętasz, kiedyś literatury było multum, wręcz nie było kiedy przygotować się do studium. Tęczowe czasopisma wydawane 9 na kwartał i książki jedna po drugiej. Sam mówiłeś, że tyle duchowego pokarmu i tyle czytania, że fizycznie zjeść ma kiedy, i że z głodu pomrzemy z tego całego błogosławieństwa. Potem rozmowę z gronem miałeś za to nawet i nie mogłeś mikrofonu nosić - wspominała.
- Widzisz, kiedyś było go zwyczajnie za dużo! Niewolnik tak się rozpasał, że zanim z drukarni w Selters zeszło, to już korekty były potrzebne. Normalnie szybszy od światła poznania był Niewolnik. Niby rozumny, a taki nieroztropny. Potem po wsiach, ubogim duchowo chodziło się to wtykać, bez datków zupełnie. A nawet niszczyć, bo na oddanie do skupu nie było odważnych… - westchnął Stefan.
- Niszczyć? - wzdrygnęła się ze zgrozą Jadwinia.
- A co! Spalić w ofierze Jehowie mieliśmy, jak jakiś Kain?! - rozsierdził się.