Hitler to duże słowo, ale w zasadzie w porządku, z tym że oni od zawsze to robili. Już Rutherford robił przemówienia do młodych wiedząc, że też musi o nich myśleć, bo jeszcze kilka lat i albo pójdą w świat albo zostaną w szeregach.
Więc zamiast Hitlera dałbym tutaj zwykłego Prezydenta jakiegoś dużego miasta, który wie, że na jakiejś ulicy musi usunąć jakiś znak, na innej postawić próg zwalniający, gdzieś tam odmalować trybunę na stadionie miejskim, dać sobie zrobić zdjęcie w komunikacji miejskiej, a potem jeszcze stać z puszką i zbierać na szczytny cel w niedzielę. Każde z tych działań jest pod inną grupę, ale wie, że musi to robić, bo nie ma jakiegoś jednego uniwersalnego działania, które przychyli mu wszystkich. W orgu i innych organizacjach jest podobnie. Młodzi są jednym z ich targetów, więc muszą uwzględniać ich w swoich planach - choćby mieli brać ich do odpowiedzi tylko po to, żeby mówiły "Jezus".