Defetyzm zgodnie z definicją to "brak wiary w zwycięstwo lub powodzenie jakiejś sprawy, wyrażający się w ciągłym przewidywaniu porażki". Po pierwsze określ, co twoim zdaniem w tym przypadku jest zwycięstwem lub powodzeniem tej konkretnej sprawy, bo to dość istotne. Po drugie nie przewiduje porażki, a jedynie oddalam perspektywę zwycięstwa. Część z ludzi na forum zachowuje się jak rodzice małych dzieci, które narysowały dwie kreski "a to Picasso, talent po mamie, najpiękniejszy rysunek świata". W przypadku dzieci to jeszcze jakoś uzasadnione, ale tu jesteśmy dorośli i nie musimy się w każdej kresce dopatrywać końca organizacji. Gdyby nie to, że co chwilę ktoś wieszczy ten koniec, nie miałbym co robić na tym forum. A tak co chwilę gaszę niczym nieuzasadniony zapał. Zupełnie jak w organizacji - oni też ciągle wieszczą koniec, koniec nie nadchodzi, potem znów dzieje się coś, co ten koniec niby wieszczy, a on znów nie nadchodzi, ale cały czas jest koniec i koniec... a kiedy faktycznie przyjdzie, możecie go nawet nie zauważyć. Zupełnie jak w
Piosence o końcu świata Miłosza.
Ulegasz złudzeniom. Widzisz jakąś niewielką próbę wokół siebie i zakładasz, że tak się dzieje wszędzie, ale tak w ogóle nie musi być. To niemalże ekstrapolacja. Twierdzenie, że 10 lat temu wielu tu z nas nie było jest znów przyglądaniem się jakiejś niewielkiej próbie wokół... No nie było nas tutaj, tak samo jak w organizacji nie było wtedy 948 604 aktywnych głosicieli, którzy są tam dzisiaj. Po czym wnioskujesz, że nie odchodzili wtedy stamtąd starsi i pionierzy? Oni zawsze odchodzili. Raymond Franz pisał o tym zjawisku w latach 70 i 80, a co dopiero 10 lat temu.
Nie chce mi się po raz n-ty pisać tego samego, ale skoro wywołałaś "fakty" do tablicy, to do nich się odniosę.
Rozeszły się wieści o komisji australijskiej, ktoś przetłumaczył zeznania Jacksona i jednak wielu stamtąd odeszło, jakby nie patrzeć.
Nie jest to prawdą, że wiernych przybywa, bo raczej więcej ich ubywa niż przybywa, przynajmniej mentalnie.
Świadkowie Jehowy mają poważne problemy z pozyskiwaniem nowych.
Nikt tu się nie spodziewa spektakularnego zapadnięcia się w jednej chwili tej doskonale zorganizowanej piramidy budowlano finansowej udającej doskonale religię.
Ale jednak statystyki lecą na łeb na szyję, jakość głoszenia szkoda gadać, procesy się mnożą, kasę muszą bulić, pijar spada.
Dobrze by było jednak tego rodzaju faktów nie pomijać.
Komisja australijska nie miała realnego wpływu na organizację nawet w samej Australii. W 2014 roku najwyższa głosicieli wyniosła 66918, w tym roku było to 71188. To są fakty.
Nie jest prawdą, że wiernych przybywa? Widziałaś liczby? "Przynajmniej mentalnie"? Co to w ogóle znaczy? Jak dla mnie to znaczy tyle, co "dostępne dane przeczą mojej tezie, więc dodam 'przynajmniej mentalnie', żeby oprzeć się na nieweryfikowalnych przesłankach". Świetny pomysł, szczególnie dla kogoś, kto pisze o "faktach". Jeśli chcesz oceniać, co jest w głowie ponad 8 milionów ludzi na całym świecie, z różnych kultur, z różnych domów i uważasz, że jest to samo co u ciebie w głowie, to powodzenia. To są fakty.
Nie widzę poważnego problemu u świadków z pozyskiwaniem nowych. Oczywiście w krajach rozwiniętych wzrosty są niższe lub ich nie ma ale to nie dotyczy w ogóle świadków, tylko jest to zjawisko ogólnospołeczne. Z tego punktu widzenia Kościół Katolicki traci wiernych i poparcie znacznie szybciej niż świadkowie, dotyczy to każdej religii ponieważ taką mamy ogólną tendencję społeczną. Takich problemów w ogóle nie widać w Ameryce Południowej, Azji czy Afryce. Bierzesz wycinek rzeczywistości, wydaje ci się, że jest wyjątkowy dla tej organizacji i że w dodatku oddaje to, co dzieje się na całym świecie. Wielka bzdura a nie "fakty".
Jeśli nikt się nie spodziewa zapadnięcia orga w jednej chwili to przestańcie co chwilę przedstawiać sytuację, jakoby tak się nie działo. Mój znajomy od kilkunastu lat mówił, że będzie wojna, a jak wybuchła wojna na Ukrainie uznał, że to przewidział. Nie zauważył jednak, że przewidywał wojnę 139 razy, co dało mu skuteczność przewidywania na poziomie ok. 0,7%. Robicie to samo. Trąbicie upadek cokolwiek się nie dzieje, a jak któregoś razu traficie, zapomnicie o tym, że przez 30 lat się myliliście. A w tym czasie miliony ludzi zostawało świadkami, miliony osób traciło bliskich, tysiące bezsensownie zmarły... No to ładny mi upadek i zwycięstwo (a propos defetyzmu).
Które statystyki lecą na łeb na szyję? W różnych miejscach dzieje się różnie. Bilans jest jak na razie dodatni i jeśli będzie taki jeszcze przez 30 albo 60 lat, to ja dziękuje za taki upadek trwający 1/3 życia całej organizacji. Jeśli to jest ten upadek, w trakcie którego będą jeszcze dziesiątki lat funkcjonować, to naprawdę macie jakieś absurdalne kryteria "upadku".
Dajcie mi 5 lat z rzędu spadków przekraczających 1%. Ewentualnie niech org utajni tą tzw. statystykę. Wtedy uznam, że coś faktycznie się dzieje. Aktualnie nie dzieje się nic.
Wiadomość z zeszłego roku:
"W czerwcu media obiegła wiadomość o rekordowo wysokiej karze nałożonej przez UOKiK na Jeronimo Martins Polska. Właściciel sieci Biedronka musi zapłacić 160,9 mln zł grzywny za nieprawidłowości przy promocji „Tarcza Biedronki antyinflacyjna”. Czy ta kara w dłuższej perspektywie wpłynie na postrzeganie Biedronki przez konsumentów i pracowników?"
Gdyby to pytanie zadać na tym forum, "eksperci" powiedzieliby że to koniec Biedronki. Już po nich... Rekordowa kara! A jednak kolejny udany rok z potężnym zyskiem i inwestycjami za nimi. Popatrzcie dookoła i zorientujcie się wreszcie, że światem nie rządzą takie mechanizmy, jak mają miejsce w waszych głowach.