BYLI... OBECNI... > NASZE HISTORIE

moja część historii u SJ

(1/3) > >>

swiatwedlug:
Można powiedzieć, że miałam dość szczęśliwe dzieciństwo. Mama poznała ,,prawdę" jak miałam około 2 lat, więc od małego chodziłam na zebrania i do służby. Głosicielką zostałam mając około 11 lat, a chrzest przyjęłam mając lat 15. Co dziwne to nie rodzice na mnie naciskali, a presja młodych w zborze. Swego czasu było ich bardzo dużo i moim przykładem była dziewczynka, która wzięła chrzest mając 12 (!) lat.. Miałam poczucie przynależności i przyjaciół w zborze. Jako dziecko spotykałam się z rówieśnikami ze zboru, a zebrania książki w domach dość dobrze wspominam z uwagi na relacje z innymi, były one naprawdę życzliwe. Wtedy był jeszcze dość duży luz w organizacji - spotkania towarzyskie, ogniska, ośrodki pionierskie itp.

Z organizacji zaczęłam wychodzić po wyprowadzce z domu mając ok 20 lat. Zajęło mi to około 2 lata. Po prostu zniknęłam z radaru. Tak jak poleca Sara ze Światusów. Oficjalnie jestem SJ, ale w ogóle w to nie wierzę i nie uczestniczę w żadnych zajęciach świadków. Miałam to szczęście, że mogłam się odciąć. Oczywiście nie całkiem bez problemów. Ale chciałam napisać o traumach. Nigdy nie myślałam, że religia tak na mnie wpłynęła do czasu kiedy miałam 22 lata i miałam pierwszy atak paniki.. Stało się to w momencie kiedy usłyszałam o zamachach bodajże we Francji. Ataki paniki zaczęły się powtarzać. Poszłam do psychiatry, ale nic nie wspominałam o religii. Dostałam leki dzięki którym myślę że przeżyłam. Miałam epizody depresji, myśli samobójcze. Leki postawiły mnie na nogi, ale nie całkiem po ok 3 latach kiedy już leków nie brałam znowu zaczęła się depresja i lęki. Musiałam znowu skorzystać z pomocy psychiatry.

Dopiero w zeszłym roku poszłam na psychoterapię, która otworzyła mi oczy na niektóre schematy i na moje zachowanie. Polecam każdemu! Aby choć trochę oczyścić się z ciągłego poczucia winy. Wcześniej nie byłam w stanie wypoczywać - bo nie można marnować czasu (masz głosić nawet w komunikacji miejskiej). Jeśli chodzi o traumy, wpajano nam się od dziecka aby wypatrywać ,,znaków" świadczących że koniec jest bliski, wszelkie katastrofy, zamachy SJ się w tym lubowali.. Albo to mówienie aby uważać co się mówi głośno żeby Szatan nie usłyszał.. Tak bardzo się wtedy bałam że Szatan usłyszy i wykorzysta to co powiem. Tak bardzo się ciągle bałam, że nie żyłam teraźniejszością tylko ciągle przyszłością, bo po co się martwić tym co jest teraz jak zaraz tego nie będzie i będzie Armagedon...

Do:
Siemka,
Witaj na forum i pisz dalej...
Pozdrawiam
Do

Storczyk:
Witaj wśród nas.
 Mam takie samo zdanie zresztą z autopsji, psychoterapia choć to ciężka praca, bardzo pomaga pomału układać życie od nowa.

Nemo:
Witaj wśród nas. Czuj się tutaj jak najlepiej. Pisz, czytaj, pytaj, odpowiadaj, no i baw się dobrze.
Pozdrawiam z kujawsko-pomorskiego.

Krzychu:
Witaj dziewczyno
Wspaniale się czyta historię tych którzy znaleźli w sobie odwagę by zawalczyć o swoje życie. A będąc w tej organizacji trzeba dużo odwagi by się z tego wyrwać. Zewsząd się radzi by ufać Jehowie,organizacji, duchowi tylko nie sobie i swojej intuicji. Własne potrzeby i pragnienia schodzą na drugi plan. Po latach człowiek się orientuje że oddał co najlepsze innym i nie robił nic co naprawdę mu daje satysfakcję.
Balas się że nie żyjesz teraźniejszością tylko przyszłością. Ja dodam że w organizacji żyje się tylko przyszłością i przeszłością ,nigdy tu i teraz. Bo to takie cielesne,przyziemne. Przeszłość to Biblia- wojny,proroctwa,bajki dla dzieci, przyszłość - raj,nadzieja,nagroda,armagedon. Teraźniejszość -nasze potrzeby i pragnienia, codzienne rytuały, aromatyczna kawa,dobra muzyka,relaks,podróże schodzą na dalszy plan bo to takie cielesne.
Ja wolę teraźniejszość i cieszę się że Ty też🙂

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej