Zgadza się, pamiętam jak na początku drogi Nadaszyniak mi pisał, że po czasie przyjdzie do mnie frustracja, wtedy jakoś nie brałem tego na poważnie, dzisiaj jak widzę jak twardy jest beton mam już na wszystko wywalone i jest mi obojętne co zrobi moja rodzina po moim odejściu, naprawdę nie zamierzam marnować jednynego życia dla 3 spotkań w roku z rodziną podczas której będą bredzić o swoim świadkowskim życiu i będę przeżywał jeszcze większę frustrację.
Do takiego etapu trzeba dojrzeć.
Aczkolwiek niektórzy mają jeszcze dylematy ekonomiczne, tym współczuję bardziej.