Zastępca czeka, aż potknie się noga NO i chlopina zachoruje, umrze, odwołają go. Wtedy wkracza do akcji i bawi się w NO. Zawsze są bardziej zjebani od NO, bo to wyczekiwanie, z którym wiąże się mocne ograniczenie, chocby pracy zarobkowej ( musisz miec taką robotę, ze w kazdej chwili mozesz wziąść urlop na tyd, miesiąc albo i dłużej), dosc mocno wpływa na psychikę.
W teorii nie mogą mianować, ani zdejmować ze stanowisk, ale mogą wystawić rekomendację do biura i to moze mianować albo skreślić kogoś w oparciu o potwierdzenie NO. Tylko potwierdzenie nie rekomendacje.
Ogolnie funkcja typowej zapchaj dziury. Znam takie małżeństwo, żona się kolegowała z nią bardziej. Przeszli kursy na NO i zostali na zastępstwo. I tak z kilka lat było, nawet tam parę tygodni robili te zastępstwa, ale ogolnie czekali. Kiedy zwalniało się miejsce po NO, ona była cała w skowronkach, bo byli najdluzej stażem wsrod czekajacych. I co? Wzięli małżeństwo swieżo po kursie. Ona okupiła to załamaniem, on też przygasł.
Coż bycie zmiennikiem za darmochę nie jest fajne...