Ja wraz z żoną odczuliśmy dobitnie na własnej skórze ostracyzm w wydaniu katolickim,kiedy to porzuciliśmy KK na rzecz SJ.
Prawie przez trzy lata rodzina napotkana na ulicy albo odwracała głowę albo przechodzili na drugą stronę ulicy...
Podobnie było u mnie, choć z biegiem lat to się później trochę zmieniło.
Przynajmniej jeśli chodzi o najbliższą rodzinę dalsza, niestety, traktowała mnie trochę z dystansem.
Wiele fajnych uroczystości rodzinnych mnie ominęło, ze względu na zostanie świadkiem Jehowy.
Ten swoisty rasizm religijny było czuć, ten jakby podział w rodzinie.
Ale na co chcę zwrócić uwagę.
Zadają pytanie na końcu akapitu 12 (parafrazuję):
Jak zareagujemy, gdy rodzina ze względu na nasze nowe poglądy religijne zerwie z nami kontakt? I dają odpowiedź w akapicie 13:
"Podnosić na duchu może nas piękna prawda zawarta w Psalmie 27:10 (odczytaj).
Kiedy pamiętamy, jak bardzo Jehowa nas kocha, możemy czuć się bezpiecznie, nawet jeśli rodzina nas odrzuci.
Poza tym jesteśmy przekonani, że Jehowa nagrodzi nas za wytrwałość.
On zadba o nasze potrzeby fizyczne, emocjonalne i duchowe znacznie lepiej niż ktokolwiek inny (...) Powiem tak jak dziś na to patrzę.
To taka rada bardzo placebo!!!
Ale wielokrotnie w swoim życiu ją stosowałam, nie miałam wyjścia jakby.
Bo oprócz zaspokajania potrzeby bliskości z Bogiem, człowiek potrzebuje również towarzystwa drugiego człowieka.
Rodzina, to najbliższe więzy, wspólne uroczystości rodzinne, wspólne zabawy, wspólne też rozwiązywanie problemów.
Osoba, która sama z rodziny poznaje tę tak zwaną prawdę, często czuje się bardzo samotna w czasie np., różnych świąt katolickich.
Wiem coś na ten temat, bo sama to przeżywałam wielokrotnie.
Zanim nie doszło mi obowiązków w domu ze względu na urodzenie dzieci.
Bo potem już nie miałam zbytnio czasu na roztkliwianie się nad sobą.
Ale co dawało się zauważyć.
Braterstwo.
Często z wielopokoleniowych rodzin, organizowało się sobie w tym czasie w różne balangi pod różnymi pretekstami.
Nikt nie myślał, że tam gdzieś samotna osoba, która ze względu na religię ukróciła kontakty ze swoją katolicką rodziną.
I wiadomo, że na takie duże te "babilońskie" święta nie pojedzie do niej z wizytą.
Siedzi gdzieś zaszyta sama w domu, bez towarzystwa w momencie, gdy w tv lecą rodzinnie nagrane reklamy bożonarodzeniowe.
Słabe to było pocieszenie, że podniesie mnie na duchu piękna prawda.
I, że Jehowa mnie kocha i sprawi, że poczuję się bezpiecznie i nagrodzi za wytrwałość.
Oczywiście, znosiło się te sytuacje, bo to nie trwało nie wiadomo ile dni, a poza tym robiło się to dla Boga.
Święta szybko mijały i wracało się do codzienności.
Ale jakie to porównanie, być samemu w domu, a być w towarzystwie rodziny.
Radośnie spędzając czas.