Ja miałem z goła odmienne ale również negatywne odczucia podczas głoszenia grupowego.
Otóż dwie pary pionierów i trzech "zwykłych", wgłosicieli, w tym ja, wyruszyło do służby polowej grupowej. Dodam, tylko, że nigdy nie byłem zwolennikiem takiej formy służby, gdzie grupa wzbudza zdźiwienie innych ludzi. No, ale tym razem, brat z którym miałem pójść do służby nie zjawł się i dokooptowano mnie do tejże grupy.
Opracowywaliśmy ulicę długą na ok 100 metrów, gdzie było zaledwie 5 polskobrzmiących nazwisk(teren w Niemczech).
Pionierzy szli, wiadomo swoim tempem i co rusz robili dłuższe przerwy na (pewnie poważne rozmowy... 😊) a my staliśmy jak jakieś od nich kacyki i czekaliśmy aż skończą gadać... 😄.
Przejście tej ulicy i zapukanie do 5 dźwi, gdzie i tak nikogo nie było, zajęło nam prawie 2 godziny... 😁
Normalnie potrzebowałbym na to z 15-20 minut.
Było to raz i nigdy więcej.
Wzrok ludzi mijających naszą grupę prześladuje mnie do dnia dzisiejszego.
Co skutecznie wyleczyło mnie z tego typu służby, zresztą z każdej formy służby..również. 😉
Gostku jeszcze powinieneś dopisać, że grupa widziała stado przeganiających ją ślimaków
To jest tak zwane pionierskie tempo
Dodam od siebie, że mnie takie marnowanie czasu cholernie wkurzało. Ja jestem czlowiekiem czynu! A tymczasem umawiam się do służby z głosicielką (może ona nawet wtedy była pionierką), która prowadzi mnie chyba z 2 kilometry na teren na odwiedziny, po to aby zadzwonić do jednych drzwi i stwierdzić, że nikogo nie ma w domu. A podczas drogi nie wyciągnęła nawet jednego traktatu i nikogo nie zaczepiła. Ja więc musiałam "ratować" sytuację i przynajmniej jakiś traktat dać.
I człowiek później się zastanawia po co leci z pracy z jęzorem na wierzchu z pracy na umówione głoszenie, jeśli to głoszenie to tylko zaliczanie kolejnych kilometrów?! Aczkolwiek plus taki, że przynajmniej kondycja się wyrabia
Ja przestałam chodzić na grupowe w czasie świąt. Pamiętam jak mieliśmy zbiórkę chyba w wielką sobotę... czyli ludzie z koszyczkami szli święcić jajka, a my im puk, puk do drzwi. I jeden z mieszkańców z dezaprobatą zapytał dlaczego nawiedzamy ludzi w święta. Uznałam, że człowiek ma rację. Dlaczego ŚJ mają zaburzać mir domowy ludzi w takie dni?!
(Już nie wspomnę o tym jak jako początkujący głosiciel poszłam na poranną zbiórkę 1 stycznia... Po tym jak na terenie nam otworzył zaspany gość w gaciach, to uznałam, że to nie ma sensu).
Ja nie mogę zasnąć z innego powodu.
Czy dobra nowina powróci na ulicę?
Czy znowu będzie jak w tej starej pieśni "Od drzwi do drzwi głosimy dziś..."?
Dlaczego nie możesz zasnąć? Czyżbyś musiał głosić?
Chodzi o obecność na przymusowych zbiórkach i głoszeniu grupowym?
Ze zbiórek grupy trudno się wymiksować. Jak ja przestałam chodzić na zbiórki, to w końcu mnie wywalili z grupy zbiórkowej... na zbity łeb. I nigdzie nie należałam. A informacja kto do jakiej grupy należy była wywieszona na sali - na tablicy ogłoszeń. Wspaniały znak dla reszty zboru od kogo mają się zdystansować.