Tak mnie wzielo na przemyslenia prysznicowe...
Nazywanie studium np straznicy "studium Biblii" to kpina. Mozna by to nazwac raczej "przegladanie Straznicy". Bo jak nazwac cos, co ktos juz napisal, wyciagnal pokretne wnioski i czytelnik musi to przyjac jako pewnik. Przez lata zastanawialem sie jak to jest, ze zawsze tak ciezko przychodzilo mi przygotowanie sie do zebrania, za kazdym razem robilem to jak najszybciej, byle tylko miec to z glowy. Tak samo ze studium osobistym /rodzinnym... Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Zawsze mowilem sobie ze trzeba sie bardziej starac, wglebic w temat i na pewno mi sie to spodoba.
Teraz po wybudzeniu widze, ze problem lezal nie po mojej stronie. Wystarczy raz zaglebic sie w jakikolwiek porzadny komentarz Biblijny, zeby zobaczyc jak wyglada prawdziwe badanie Biblii (nawet Wikipedia potrafi byc ciekawa). Caly czas odkrywa sie tam nowe tematy, przedstawia punkty widzenia innych badaczy, bada sie kontekst historyczny, kulturalny, odkrycia archeologiczne. Studium Biblii moze byc ciekawe, wystarczy tylko zrzucic klapki z oczu i otworzyc sie na wiedze. Moj pierwszy przeczytany komentarz to komentarz do ksiegi Daniela:
https://www.bestcommentaries.com/book/12468/0664220800-daniel-carol-a-newsom-and-brennan-breed
Nie moglem przestac go czytac. Dowiedzialem sie ze z 99% pewnoscia mozna ksiege datowac na 164-165 r p.n.e, jakie sa jej wersje (wersja masorecka rozni sie od starogreckiej, cytowanej w NT), jakie sa niescislosci historyczne, zaprzeczenia w samej ksiedzie i wiele, wiele wiecej. Dowiedzialem sie jak inni badacze patrza na kazde poruszane zagadnienie.
Teraz dla kontrastu studium czegokolwiek napisanego przez borg:
Krotki akapit -> dostosowanie do niego wersetu albo dwoch -> sprawa "dokladnie zbadana".
Wszystko od dupy strony. Powazni badacze pisza komentarz do wersetu, a nie wesetem komentuja swoj tekst...
Wiem ze pisze rzeczy oczywiste, ale naszla mnie wena i stwierdzilem ze a co tam, napisze:)
Cóż mogę rzec... Między moim poważnym kryzysem polegającym na tym, że nie byłam w stanie strawić zebraniowej i strażnicowej papki, a odejściem z organizacji minęło jakieś 7 lat!
Pytanie... jak zdołałam przetrwać tyle lat w organizacji ? I myślałam jeszcze, że jestem w prawdziwej religii...
Otóż "wspomógł" mnie w tym mój mózg. A konkretnie funkcja automatycznego wyłączania się go.
Gdy wchodziłam na salę przed zebraniem, to mózg jeszcze działał. Ucinałam pogawędki ze znajomymi, witałam się z ludźmi. Później pieśń i modlitwa. Jeszcze jako tako działał. Ale gdy zaczynał się (zwykle nudny) wykład na oklepany temat, to w mózgu następowało automatyczne zamknięcie klapek połączone z zamknięciem uszu. To samo działo się na 95% studium Strażnic. Gdyby ktoś mnie zapytał co było na zebraniu, to zapewne bym odpowiedziała, że coś o Jehowie albo coś o raju.
Mądry organizm bronił się przed wchłanianiem treści, której nie dało się strawić.
Można powiedzieć, że na tę strażnicową papkę miałam odruch wymiotny, a mózg specjalnie jej nie przyjmował, żeby nie zwymiotować.
Oczywiście ja wtedy zarzucałam sobie to, że znowu nie wiem co było na zebraniu! Miałam poczucie winy, że byłam na zebraniu tylko ciałem, a nie duchem... Ale nie umiałam poradzić sobie z tym automatycznym działaniem mózgu... (i w sumie dobrze!
).
Treści przedstawiane w Strażnicach można dosłownie porównać do papki dla niemowląt. I to takiej najgorszej jakości.
Jak przyjdzie zainteresowany, to chętnie zjada te proste treści. Ale przeciętny Świadek, który żywi się tą sto razy przeżutą papką 20 czy 30 lat ma dosłownie odruch wymiotny.
------------------
Ja sobie to wszystko tłumaczyłam w ten sposób, że dzieło Królestwa musi się rozwijać, a żeby to było na większą skalę, to prości ludzie muszą rozumieć orędzie od Boga. Zatem Strażnica specjalnie porusza takie treści i jest tak napisana, aby dotrzeć do prostego ludu choćby z Afryki.
Niestety dla przeciętnego człowieka czytanie przez 10 lat tego samego elementarza z treściami typu "Ala ma kota" można porównać do męczarni, do tortury. Ludzie inteligentni autentycznie się męczą na zebraniach i Strażnicach.
Ja na przykład nie umiałam zgłosić się na Strażnicy, gdy padały pytania w stylu: Jak Bóg ma na imię? albo: Na spełnienie jakiej Bożej obietnicy czekamy z utęsknieniem?
W co drugim zdaniu Jehowa, Jehowa i raj na ziemi. Stwierdziłam, że nie będę odpowiadać na pytania, do których równie dobrze może zgłosić się przedszkolak.
A z drugiej strony zauważyłam, że jest mnóstwo pytań na które żaden Świadek nie jest w stanie odpowiedzieć bez przeczytania akapitu! Bo nie wie co autor pytania miał na myśli.
Przykładem takiego pytania może być np. to: na czym polega miłość do bliźnich? Przeciętny człowiek mógłby udzielić (niewłaściwej) odpowiedzi, że polega ona np . na pomaganiu bliźniemu w trudnych sytuacjach, w chorobie, wspieraniu go itd. Jednak taka odpowiedź to by była wtopa i świadczyłaby o tym, że dany Świadek nie przygotował się do zebrania. Bo gdyby się przygotował, to by wiedział, że - jak to podkreśliła Strażnica - miłość do bliźniego polega na:
- zapraszaniu na obiad brata obwodowego z żoną lub starszego z żoną;
- głoszeniu innym.
I ja autentycznie na wiele pytań bałam się zgłosić żeby nie "chlapnąć" czegoś czego nie było w Strażnicy. Co nie było po myśli autora. W efekcie prawie się przestałam zgłaszać. Bo nie chciałam odpowiadać na pytania banalne, ale także nie chciałam odpowiadać wbrew sobie.
---------------
Podsumowując - nabywanie wiedzy u Świadków można porównać do wiecznego przebywania w przedszkolu, ewentualnie w klasie 1. Non stop wałkowanie tych samych treści.
Jeżeli ktoś był Świadkiem od urodzenia, to po takim wieloletnim treningu może z taką papką kojarzyć całą Biblię. A tak naprawdę winna jest Strażnica, która rzekomo powołuje się na Biblię.. a konkretnie na wyrwane z kontekstu zdania z wersetów.
A poznawanie Biblii może być ciekawe.
P.S. Szczytem szczytów było to jak USA kazało nam doklejać do ksiązki "Objawienie" małe karteczki ze zmienioną treścią, aby uaktualnić książkę. I byli tacy, którzy cierpliwie kleili te książki. Ja chyba kleiłam jeden rozdział, ale do pozostałych nie miałam cierpliwości. Zresztą wydało mi się to takie dziwaczne...
To był wspaniały przykład jak u Świadków non stop zmienia się "światło". Gdyby ktoś popatrzył z boku na miliony Świadków, którzy z nożyczkami i klejem przygotowali się do kolejnych zebrań, to pomyślałby: wariaci!