Tata mi mówił, że jak był dzieckiem (lata 50-60), to w parafii był proboszcz który młodzieży w ramach pokuty po spowiedzi oprócz jakiegoś tam pakietu "zdrowasiek" i "ojcze naszów" wypłacał też z płaskiej w twarz.
Co się tyczy księży, przypomniała mi się taka historia z mojego życia,
Miałam jakieś 10 - 11 lat, ferie zimowe i chodzi ksiądz po kolędzie. Mama musiała wyjść bo do sklepu przywieźli chleb ( wiadomo takie były czasy, że kolejka była) i kazałam mi czekać na księdza.
Jak wejdzie i powie niech będzie pochwalony.... masz odpowiedzieć....w duchu i prawdzie. A później, że tu mieszkają śJ. Siedzę taka cała zestresowana i sobie powtarzam w duchu i prawdzie, duchu i prawdzie.....
Wchodzi ksiądz mówi...niech będzie pochwalony....a ja na wieki wieków....
Jakoś tak z automatu samo się powiedziało. Nigdy nie chodziłam do kościoła, nie byłam nauczana nic a nic i taki psikus.
Ale o świadkach już nie zdążyłam powiedzieć bo wparowałam matka.
Po latach się zastanawiałam ile w tym ludzkiej głupoty, a nie mogła mnie zwyczajnie zamknąć w domu i nie narażać na stres i taki "grzech".