Ta cała sytuacja z covid ich poprostu rozjebała. Widać, że nie ma tam ludzi, albo są i nie mają siły przebicia, którzy by podjęli szybkie konkretne decyzje. Postawili na przeczekanie. Na całkowite zamknięcie. W pierwszej fazie wszyscy przyklasneli, ale im dłuzej to trwało ludzie zaczynają odpływać. Zebrania na zoom, przed pandemią były nudne, teraz to już szoruje po dnie. Zmienił się odbiór zebrań, teraz ludzie je w dużej części słuchają w tle. Jadąc samochodem, wylegując się w łóżku, w pracy na słuchawkach.
Zatrzymali maszynę, zero głoszenia, spotkań. Ci co w zborach starają się coś zorganizować, jakiś spacer po lesie, jakiś choćby drobny aspekt normalności są odrazu odsadzani od wiary i czci.
W zborze pod warszawskim, zorganizowali akcję robienia jakiś upominków dla starszych osób. To się zaraz dojebali, że się w zbyt dużych grupach spotykają i robią to.
Maszyna stoi, robotnicy muszą zająć czymś ręce i zaczynają odpływać. Nawet Ci betnowi zaczynają wrzucać statusy z jakiś wycieczek spacerów w weekend. Zbiórka na zoomie w samochodzie, blablabla i w góry, do lasu, nad wodę...
I powiem tak. I bardzo dobrze... Niech siedzą w tych domach betel, dostają sraczki umysłu, babraja się we własnym sosie, bo im to dłużej trwa, tym więcej odpłynie...