Wszystko na świecie jest jakoś zorganizowane - rodziny, szkoły, korporacje, partie polityczne czy wreszcie religie. Bez zorganizowania mamy chaos. Jeśli ktoś idzie w stronę wiecznego życia to musi iść w kierunku określonym przez Boga.
Póki co jest mi dobrze gdzie jestem. To życie szybko
mija a ja nie chcę żyć tak krótko.
Witaj MotylaNogo
Widzę, że na forum jesteś z nami od niedawna, aczkolwiek brzmisz jak stały bywalec
Mam nadzieję, że na tej motylej nodze nie nosisz trampka
Czytając Twoją wypowiedź czuję się jakbym czytała Strażnicę. Powiem więcej - kilka lat temu użyłabym dokładnie tych samych argumentów... Co oznacza, że nauki Watchtowera dobrze się w nas wdrukowały. Powiadają, że kłamstwo powtórzone 1000 razy staje się prawdą... I na tym właśnie bazuje nauczanie strażnicy
Biorąc na ruszt stwierdzenie, że wszystko musi być zorganizowane, to w zasadzie nie ma szans żeby zostać osobą wierzącą bez przynależności do jakiegoś kościoła co ma papieża / członka ciała (do wyboru), skarbnika, zbierającego na tacę / do skrzynki, piszącego artykuły, wydającego gazetki religijne.
Normalnie jak człowiek SAM usiądzie z Biblią albo w dwie osoby, to nie ma szans poczytać o Jezusie, nie ma szans się "nawrócić"... bo przecież nie jest zorganizowany!!!!! No trudno... najwyżej zginie w Armagedonie!
Lepiej przecież być w religii, która się przedstawia jako organizacja charytatywna - w Australii czy Wielkiej Brytanii(żeby nie płacić podatków i wyłudzać dofinansowanie od państwa) i która kryje pedofilów, niż być NIEZORGANIZOWANYM, nigdzie nie należeć, nikomu nie płacić na tacę i w efekcie .... umrzeć w Armagedonie!
Posługując się moją ulubioną metaforą gastronomiczną... Świadkowie swoją religię traktują jak restaurację, która dostarcza im gotowe posiłki. Gdyby mieli ją opuścić, to nie wpadną na pomysł, że mogą iść na targ, nakupić produktów i SAMI sobie gotować! O nie! Oni przerażeni będą pytali: to jaką INNĄ restaurację nam polecasz, skoro zakładasz, że nasza jest niedobra?!
A jak nikt im innej restauracji nie poleci, to UMRĄ Z GŁODU!
Tak to jest jak się latami przyjmuje gotową, zmiksowaną strażnicową papkę zamiast podjąć WYSIŁEK, by samemu ugotować sobie coś wartościowego!
I ja to doskonale rozumiem, ze niektórzy bojąc się głodu wolą się trzymać papki którą znają, chociaż widząc ją 20 rok z rzędu, to chce się im wymiotować... Ale jedzą... łyżkami... za mamusię, za tatusia...
Ja powiem szczerze, że po kilku latach chodzenia na zebrania i słuchania w kółko tego samego... po prostu zaczęłam tym (w głowie) wymiotować! Mój mózg automatycznie wyłączał się po tym, gdy mówca zaczynał wykład i włączał się po modlitwie końcowej. To pozwoliło mi na to, żeby moje ciało mogło wysiedzieć 2 godziny na zebraniu.
A przystępowałam do Świadków jako gorliwa osoba! Wszystkie nauki mi się podobały!
Przez wiele lat oszukiwałam swoj umysł, że u Świadków mi dobrze... bo nie wiedziałam, że może mi być lepiej. Cieszyłam się, ze mieszkam w ogrzewanej celi, nie wiedząc, że za kratami jest pałac. Niewolnik cieszy się nawet tym, że dostanie materac do spania na podłodze.. więc zbyt dużych oczekiwań od życia nie ma!
Dopiero po odejściu z orga zobaczyłam jaka jest różnica w moim nastroju! Ze jestem bardziej zadowolona.. a nawet zaczęłam dochodzić do etapu bycia szczęśliwą.
I co ciekawe... moje życie nadal wygląda tak samo - żadnych skandali, żadnych wyskoków... podczas gdy po moim odejściu ponownie ileś osób ze zboru wykluczyli, ileś świadkowskich (świętych) małżeństw się rozpadło..
I czekam aż mi jakiś Świadek udowodni, że zginę w Armagedonie, bo obecnie nie jestem w żadnej religijnej ORGANIZACJI!