Rozdział 2 - dzieciństwo
Urodziłem się w latach 80 ubiegłego wieku więc aż tak stary jeszcze nie jestem. Razem z moim bratem dorastaliśmy w miarę normalnym domu. Można powiedzieć, że to klasyka rodzin lat 80 - czyli 2 + 2. Moi rodzicie nie byli wychowani w prawdzie.
To prawda ich znalazła a potem zaczęły się zmiany w domu.
Nie powiem, że to czego się dowiadywałem mi się nie podobało. Jak dziś pamiętam pierwszy kontakt z żółtą książką i tym jak opisywała raj. Chciałem być w tym raju i bawić się ze zwierzętami. Urzekły mnie opowieści o podróżach po różnych krajach i tym, że życie będzie cudowne nie będzie problemów ani zła. W sumie przez całe dzieciństwo nie straciłem nikogo bliskiego, więc nadzieje na zmartwychwstanie nie była dla mnie aż takim łał.
Po poznaniu prawdy zauważyłem u rodziców pewne zmiany, zaczęli być dla siebie milsi i lepiej okazywali sobie uczucia. Mnie i bratu raczej nie brakowało miłości może bardziej brakowało w domu stabilności finansowej ponieważ pracował tylko tata. Patrząc jak życie wygląda dzisiaj to mam uznanie do mojej mamy, że potrafiła tak dobrze zarządzać domowym budżetem.
Gdy moi rodzicie się ochrzcili i prawda była dla naszego domu normalna to mieliśmy z moim bratem studium. Nie to co dzisiaj film, tablica, kolorowanki i inne bajery. To była bita godzina przy żółtej książce i nie dało się lawirować tak jak czasem widzę współczesną młodzież.
Potem przed niedzielą była wspólna strażnica i przygotowanie także nie byle jakie tylko tak na 100% co tydzień. Im bardziej z bratem lawirowaliśmy i próbowaliśmy grać na czas tym dłużej to trwało i musieliśmy mieć przestudiowane do końca. Co najciekawsze rodzicie nigdy nie wymuszali na nas tego byśmy potem na sali się zgłaszali. Wiedzieli, że wiemy o czym będzie więc czekali aż przyszło to samo z siebie i z czasem zaczęliśmy się zgłaszać.
Wątek takiego intensywnego studiowania podałem ponieważ to jedna z tych rzeczy za co akurat ORGowi jestem wdzięczny. Mimo formy jaką to miało to dzięki temu nabrałem ogromnej umiejętności szybkiego odszukiwania kluczowych wiadomości. Nauczyłem się logicznie myśleć (z czasem jeszcze lepiej
)i bardzo składnie wypowiadać. Nauczyłem się robić notatki z wykładów i skupiać podczas czyjegoś wystąpienia. Te rzeczy niesamowicie przydały mi się podczas życia w szkole. Dzięki temu skończyłem szkołę całkiem przyzwoicie praktycznie bez zakuwania. To praktyczne pozytywne w pełni świadomie teraz o tym piszę skutki uboczne bycia w ORGu. Etap takie studiowania zakończył się gdy byłem takim 12 latkiem - wtedy została tylko wspólna strażnica.
Jednak bycie dzieckiem ŚJ to także kontakt ze świeckimi kolegami. Hmm tutaj chyba miałem całkiem normalnych rodziców. Mogłem zapraszać kolegów z osiedla do wspólnej zabawy, moi rodzicie bardzo dobrze znali moich kolegów. Wiedzieli gdzie mieszkają oraz kim są ich rodzice.
Kolegów miałem bardzo wyrozumiałych. Wiedzieli, że jestem z rodziny świadków ale nigdy nie robili z tego kwestii. Zdarzało się nawet, że przy jakimś przypale mówili za mnie kim jestem i dlaczego czegoś nie robię. W zasadzie moja inność była dla mnie większym problemem niż dla nich.
Tutaj najbardziej na myśli mam wychodzenie na zebrania. Wiadomo teczka, garnitur krawat a tutaj lato. Przed blokiem koledzy którzy 30 minut wcześniej grali ze mną w piłkę. Dla nich mój ubiór nigdy nie był problemem. Nigdy żaden z nich nie śmiał ze mnie kim jestem i jak wyglądam w garniturku. Naprawdę miałem super kumpli ze świata. Dzisiaj to już ojcowie mający własne rodziny i super chłopaki. Praktycznie, żaden z nich nie jest na dnie czego nie mogę powiedzieć i kilku przypadkach z rodzin świadkowskich bardziej mi znanych.
Natomiast pewnym wyzwaniem była szkoła i to by tam stanąć po stronie prawdy, pamiętam jak dziś trudne momenty związane z dniem kobiet nauczyciela i innym szkolnym świętom. Wtedy najczęściej potrzebna była kasa na zrzutkę na prezent czy prezenty. Jakoś nigdy nie miałem odwagi powiedzieć, że nie obchodzę takich świąt, i jakimś dziwnym trafem gdy była kasa potrzebna z nieznanego mi powodu nagle pojawiały się pieniądze ( dla tych mogą nie rozumieć, lata 90 czas transformacji w Polsce i jeden pracujący rodzic = całkowity brak jakiekolwiek kieszonkowego). Inne stresujące sytuacje to urodziny kogoś w klasie. Zawsze w ruch szły cukierki. I ja zawsze z przyjemnością brałem te cukierki. Nawet nie pamiętam co mi mama na ten temat mówiła, ale jakoś nie widziałem w tym nic złego
taki to byłem przewrotny.
Całe dzieciństwo , nawet to zanim rodzice zostali świadkami kojarzy mi się z okresem zasad, głównie taty. Dla niego od zawsze wartości jak mówienie prawdy było nadrzędne. W zasadzie za nic innego nigdy się nie czepiał. Dzięki temu uniknąłem w moim życiu papierosów które niszczą zdrowie ( oczywiście spróbowałem i nie polubiłem ) jednak wielu kolegów też nie lubiło ale nie chciało się wyłamywać. Uniknąłem przez taki styl wychowania wielu trudów przez które przeszli moi koledzy.
W takim stanie studium - zebranie - koledzy - szkoła , w różnych kolejnościach życie toczyło się kilka lat bez specjalnego nacisku o służbę czy chrzest.
Służba była dla mnie tak egzotyczna, że pierwszy raz do niej poszedłem mając 13 lat , jakieś 6 lat po tym jak rodzicie regularnie głosili. Może dlatego prawda dla mnie była przyjemna bo sam mogłem się w nią zanurzyć? Nie byłem straszony armagedonem ani nie miałem innych katuszy jak niektórzy tutaj obecni.
Naprawdę mam super rodziców których kocham nad życie. A od wybudzenia miłość jaką do nich czuje po prostu potęguje. Chcę się cieszyć każdym spotkaniem z nimi.
Następny rozdział będzie o tym jak to się stało, że sam zacząłem głosić