przytaczając szokujące cytaty dot. obcowania ze zwierzętami musimy pamiętać że publikacje powstają w Ameryce a ona jest "specyficzna"...
przykładowo, Amerykanin na wszystko musi mieć ustawę, przepis, regulamin, definicję, itd. itp.
dodatkowo, stosowane są różne uniki, np. pseudoprawnicze rozważania co jest seksem a co nie jest (pamiętacie popularną w mediach kilkadziesiąt lat temu sprawę prezydenta Clintona który wsadzał cygaro w niezbyt odpowiednie miejsca, a później twierdził że "nie miał seksu z tą kobietą"? No właśnie, oral to nie seks
wkładanie cygara tym bardziej
)
strażnica (podobnie jak katechizm kościoła katolickiego) dopuszcza zbawienie osoby o skłonnościach homoseksualnych, ale potępia czyny homoseksualne. I opublikowana w strażnicy definicja czynu homoseksualnego (jest taka - poproście Włodka to wam znajdzie) jest w miarę poprawna językowo i w miarę sensowna pod względem prawniczym.
natomiast (o ile mi wiadomo) ciało kierownicze miało dość duże kłopoty ze ścisłym zdefiniowaniem czynu zoofilskiego, ale pokusiła się o całościową ogólną definicję pojęcia "porneia" w której padają słowa że (aby konkretny czyn zakwalifikować nie jako masturbację ale jako porneia) w akcie seksualnym musi uczestniczyć "_ktoś_ jeszcze, np. zwierzę";
przy takim sformułowaniu zoofil może upierać się że jego czyn nie spełnia definicji bo zwierzę to nie jest ktoś ale coś
no i wtedy starszyzna zaczyna brnąć w niezwykle budujące pod względem duchowym rozważania czy jego czyn został zakazany czy nie został zakazany; a jak wiadomo "co nie jest zakazane jest dozwolone" i może okazać się że czyn zoofilski jest spoko
skutkiem takiego prawniczo-normatywnego podejścia są później szokujące cytaty które przytacza Włodek