Wczoraj rozpoczęłam psychoterapię grupową, nim się na nią dostałam musiałam przejść rozmowy z psychologiem-psychoterapeutą oraz psychiatrą. Psychoterapeutę zaintrygowała moja historia w organizacji, ciekaw był czemu w ogóle się do niej przyłączyłam, ale cieszyło mnie to że zdawał sobie sprawę że to sekta. Dopytywał o to, czy może szukałam miłości - loveboombing, który występuje w takiej organizacji, jak zareagowała rodzina na moje odejście.
Jestem poza organizacją oficjalnie już cały rok, za pół roku będą nieoficjalne dwa lata poza zborem świadków. Czasem jest mi ciężko, tęsknię za moją przyjaciółką Kingą P., jej córeczką Igunią, w sumie to dzięki niej się wybudziłam. To ona zasiewała wątpliwości poprzez dzielenie się swoimi przemyśleniami. Za nią tesknię bardziej niż za moją siostrą, która w ogóle się do mnie nie odzywa, a nawet nie pozwala mi wysyłać do siebie zdjęć moich dzieci(a jej siostrzeńców), ona mi nawet wisi. W sumie kontakt z mamą też mi w sumie wisi. Już kiedyś mnie odrzuciła - kazała się wyprowadzić, gdy byłam nastolatką w ciąży, a teraz kazała wyprowadzić się ze swojego serca, gdy odeszłam z org, więc żaden szok dla mnie.
Planuję niebawem nagrać swoje przemyślenia i udostępnić do sieci(youtube), w trochę innej formie niż to dotychczas widziałam u moich współ-ex-braci
W lipcu zeszłego roku złożyłam pozew do sądu, by rozstać się z mężem. Zobaczył, że nie żartuję. Podjął kroki do zmian, leczenie, psychoterapię. On był pierwszą osobą w naszym związku, która odważyła się powiedzieć psychoterapeucie o związku z organizacją.
Minęło ponad pół roku i doszliśmy do porozumienia małżeńskiego. Zostajemy razem i wspólnie będziemy walczyć z przeszłością i patrzyć w przyszłość. On nadal decyduje się pozostać oficjalnie w organizacji, mimo iż zaraz będą dwa lata odkąd jest nieaktywny. Przez ten czas raz zadzwonił do niego starszy, ale nie chcąc umówić się na wizytę pasterską, tylko w sprawach prywatnego interesu. Mężowi było przykro, że wszyscy go olali i nikt nawet nie próbuje się nim zainteresować.
Jakiś czas temu pojechał odwiedzić swoich świadkowych znajomych, liczyłam na to że miło spędzi czas, że wróci podbudowany. Cieszyłam się, ze do nich pojechał, ale cieszyłam się bardziej gdy wrócił i oznajmił, że jest wielka przepaść myśleniowa między nimi
oby tak dalej. Tak naprawdę mój mąż już przeszedł na "ciemną stronę mocy", ale nikt w zborze sobie z tego nie zdaje sprawy.
Pozdrawiam