W organizacji najprawdopodobniej od dłuższego czasu nie ma celebrytów. Ci co byli, to albo wychowywani w prawdzie którzy szybko wyfrunęli, albo ludzie którzy gdzieś tam pozytywnie wypowiedzieli się o przekazie WTSu i zaczęto ich łączyć z organizacją.
W praktyce nawet jeśli ktoś słynny ma WTSowe więzi rodzinne, to nie chce brać udziału w życiu społeczności albo się do niej nie przyznaje. I tu wyłazi cała patologia Organizacji, która nie pozwala być kimś więcej niż ideałem domokrążcy. Zwyczajnie się nie da. Nawet mormoni potrafią być politykami, masa aktorów należy do różnych wyznań, czasem egzotycznych, a przy okazji pracują, rozwijają swoje talenty, religia nie kładzie im kłód pod nogi.
Tymczasem u jehowych nie da się. Każdy kto opowiada o tej religii a ma jakąś rozpoznawalność, to dzieli się historią jak się z tym rozstał i dzięki temu prowadzi inne życie. W przeciwnym razie Organizacja albo zutylizuje jego talent całkowicie i jak jest aktorem to będzie nagrywał dramaty kongresowe a jak jest muzykiem to pieśni królestwa albo zastąpi jego aspiracje zwykłym domokrąstwem religijnym. A jak jesteś urodzony w prawdzie, to istnieje prawdopodobieństwo, że w ogóle nie zdołasz tych talentów rozwinąć.
To system tak zaborczy, że ciężko jest mieć bujne życie poza nim. Zresztą bujne życie to możliwość plotek, pokus, zaangażowania politycznego, więc raczej profilaktycznie szybko kopną w dupę niżby mieli tolerować dziś takiego Kazika. Wyobraża sobie ktoś, że Kazik jednak zostałby świadkiem i dzisiaj chodziły na wywiady do RMFu dyskutować o "Twój ból jest większy niż mój" i przy okazji dawał świadectwo tego ile zawdzięcza wierze? Zostajesz świadkiem, przestajesz być osobowością publiczną. Przestajesz być świadkiem, zaczynasz być osobowością publiczną. Ta religia to jak przerwa w życiorysie. Ja w ogóle zauważyłem, że do jehowych od jakiegoś czasu nikt się nie chce przyznawać. Ani słynni ani ludzie w telewizji, ani przeciętniaki w necie, czy są kanały na jutubie z taką ewangelizacją od serca przeciętnych braci i sióstr - też nie jestem pewien. To z czym do ludzi?
Zresztą nie może być inaczej, bo Organizacja cierpi moim zdaniem na swoistą dla niej chorobę systemową, która powinna doczekać się osobnego tematu i analizy, mianowicie: lubi ludzi bogatych, i lubi ludzi wykształconych, i wpływowych, ale zarazem zniechęca do zdobywania pieniędzy, wpływów i wykształcenia. Lubi chwalić się w swoich szeregach ludźmi słynnymi, ale zarazem stara się tak ich zdominować i podporządkować swojej polityce, że nie mają szans na podtrzymywanie sławy. Taka schizofrenia: nie chcą szkolić kadr jakie potrzebują, ale z radością podbierają je ze świata.