Osobiście widzę pewną różnicę w kwestii wyprzedaży sal królestwa i kościołów.
Otóż:
kościoły sprzedawane przeważnie były budowane dawniej (na Zachodzie), więc dzisiejsi katolicy czy protestanci ich nie budowali, tylko najczęściej ich dziadkowie, czy pradziadkowie, czy nawet pra..., pra... Nowych kościołów na razie się nie sprzedaje.
sale królestwa przeważnie były budowane niedawno (w Polsce często po roku 1989), więc dzisiejsi ŚJ jak najbardziej dawali pieniądze na ich budowę i sami pracowali przy ich stawianiu.
Rozumiem więc to, że ŚJ bardziej mogą się niepokoić i martwić tym, że ich praca, trud i pieniądze poszły na marne.
Np. gdyby mój kościół, wybudowany w latach 30. XX w. by sprzedano, to nie czułbym takiego przywiązania do niego, jak ŚJ do nowej sali królestwa. Ja go nie budowałem.
Zresztą sam korzystam z różnych kościołów, bo mam dowolny wybór w swym mieście.
Nie chcę tu wywyższać form, ale wskazać na swoje odczucia.
Naprawdę współczuję ŚJ, którzy muszą pozbyć się sali, którą sami budowali.
U nas też następował pewien paradoks, szczególnie zaraz po roku 1989.
Otóż bywało tak, że w dzielnicy budowano kościół. Ludzie dawali pieniądze, myśląc, że to dla nich. Ale osiedle się też rozbudowywało i trzeba było wybudować drugi kościół. Część wiernych przenoszono do drugiego kościoła, dopiero co rozpoczętego w budowie.
Wyobraźcie sobie ich miny. Dawali kasę na jeden kościół, a teraz chcą by budowali drugi. Taki przypadek mieliśmy w Gdańsku Piecki-Migowo (osiedle zwane Morena).
Mało tego, ten pierwszy kościół miał być podwójny, więc odpowiednio był budowany od początku, a z czasem zmieniono decyzję na budowę drugiego kościoła, w innym miejscu.