Ostatnio czytałem kazania, których autorem jest żyjący w XV w. Piotr Wysz, biskup krakowski i poznański (oczywiście nie na raz). Napisał on w pewnym momencie tak (wiem, wyrwę z kontekstu, ale to nieważne, bo ten cytat dał mi do myślenia): „Omnes murmurant, nemo clamat” („Wszyscy szemrzą, nikt nie krzyknie”). W regule św. Benedykta z Nursji był zakaz szemrania, który obowiązywał mnichów. Na marginesie warto powiedzieć, że wbrew temu, co powszechnie uważają Świadkowie Jehowy, szemrać znaczy mówić coś in contrario do obowiązującej w jakiejś społeczności tezy, ale mówić po cichu. Czyli szemrze ten, kto po cichu wypowiada się w zaufanym gronie, że w danej społeczności sprawa X, Y, Z jest rozwiązywana w sposób jej zdaniem zły, ale głośno jest w stanie pochwalić nawet te rozwiązania! Stąd nasunęła mi się takowa refleksja: uważam, że w wielu zborach mamy do czynienia z szemraniem - jedni na drugich i na organizację (sic!). Uważam oczywiście na podstawie własnych obserwacji i ciekawią mnie wasze obserwacje.