Dopiero się przywitałam a tak od razu muszę się pożegnać (na parę dni, oczywiście!) bo wyjeżdżam na dłuższy weekend z narzeczonym...i tu mogę trochę skompletować swoją prezentację mówiąc parę słów także o nim. Poznaliśmy się dawno temu na forum ex świadków, potem osobiście, na spotkaniach forumowiczów i manifestacjach...i pomału pomalutku zdaliśmy sobie sprawę że jesteśmy dla siebie tą osobą która naprawdę sprawia cię lepszym "ty". On też jest z rodziny ŚJ, nieaktywny jak jego siostra, nigdy oficjalnie go nie oddalili od zgromadzenia bo nie mieli żadnych powodów. On dla świętego spokoju się specjalnie nie eksponuje, wiedzie swoje życie i jakoś nikt nic nie mówi. Tolerują. Dziwne. Ale przynajmniej może utrzymywać kontakty normalne z resztą rodziny która pozostała wierna WTS. Poznałam ich, wydają się nawet normalni. Trochę głupio było kiedy zapytali jak poznaliśmy się
W zeszłym roku zapoznałam go z moim ojcem, świadkiem, będąc u niego na parę dni podczas wakacji we Francji (teraz tam mieszkają...kiedyś rozbuduję ten temat bo też jest ciekawa ta część rodzinki). Bardzo naturalnie podporządkowaliśmy się do regół domu, nie spaliśmy w tym samym pokoju, słuchaliśmy trochę biblijnych pouczeń ale nic tragicznego...miło było...i jakoś nigdy nie było źle, wręcz odwrotnie. Kiełbaski z grilla, wino i domowe nalewki, dobra zabawa jak w każdej normalnej polskiej rodzinie. Śmiesznie tata dał mi swoje błogostwawieństwo co do chłopaka. Powiedział "facet łatwej obsługi" i uśmiechnął się. Wiedziałam o co chodzi. Człowiek dobrego serca i czuły, bez wymagań wygórowanych i bez fiołów. Całkiem inny niż poprzedni który zapoznałam z ojcem. Poeta i finezyjny przeklęty artysta. Tamten jakoś nie wywarł tak dobrej impresji.
Jednak coś w tym jest, ojcowie zawsze będą mieli tą szczególną uwagę i niucha jeśli chodzi o faceta który się interesuje ich córeczką.
Ciekawa jestem czy inni mają podobne doświadczenia...mam na myśli fakt że mój tata, jego żona i jej dzieci (z poprzedniego małżeństwa) i wszyscy ich przyjaciele choć są bardzo indoktrynowani, doskonali ŚJ, to jednak tolerują mnie w ich gronie. Nigdy nie wzięłam ich chrztu więc tak oficjalnie nie jestem apostatką (jak to się mówi po polsku?) więc nie muszą mnie ostracyzować. Ale mogliby. Czy nie? Boh! Wiedzą że wiodę życie kompletnie odwrotne od ich doktryn ale póki respektuje ich regóły w ich domu, póki nie wprowadzam dyskusji na dziwne (dla nich) tory to jednak widzę jeszcze miłość, szczerą, naturalną.
Nie da się kłamać kiedy się ściska kogoś w ramionach.
Nie wiem czy to tylko oni tacy są czy może są też inne takie podobne sytuacje...może macie coś do powiedzenia o tym. Chętnie wysłucham wasze opinie...
Jak na razie żegnam, i do rychłego!
P.S. Jeszcze nie wiem jak tu w forum działa organizacja tematów...gdzie dokładnie mogę kontynuować swoją historię? Żeby nie rozproszyć wątku...lepiej by było mieć wszystko razem. Tu wydaje mi się że tylko się wita nowych itp itd...czekam na mądre rady.
Dziękuję wam wszystkim jeszcze raz